Ważne ogłoszenia
O Parafii
Duszpasterstwo
Wspólnoty i Grupy Formacyjne Dorosłych
Wspólnoty i Grupy Formacyjne Dzieci i Młodzieży
Egzorcyzmy Anneliese Michel
30 lat temu skazano w Niemczech cztery osoby za udział w egzorcyzmach, które rzekomo przyczyniły się do śmierci 23-letniej dziewczyny. Od 30 lat trwa zmowa milczenia wokół „egzorcyzmów Anneliese”. Czas ją przerwać.
Historia egzorcyzmów Anneliese jest wstrząsająca. Nie tyle przez fakt opętania młodej dziewczyny przez demony, ile z powodu całkowitego zaprzeczenia istnieniu osobowego zła przez oskarżycieli tych, którzy chcieli jej pomóc. Wśród nich byli także wpływowi teolodzy, którzy „pożegnali się z diabłem” i ogłosili „śmierć szatana”. Opętanie Anneliese w ich oczach było w najlepszym wypadku przejawem groźnej neurozy. Tylko takie opinie zyskiwały wówczas poklask w mediach.
– Wysoki Sądzie, nawet jeśli pięćdziesiąt milionów ludzi będzie się śmiało, jeśli teraz powiem, że wypędziliśmy sześć demonów, to ja i tak wiem, co mówię – bronił się ks. Ernst Alt, oskarżony w procesie egzorcystów. Przez długi czas był kierownikiem duchowym Anneliese. Pan Bóg otworzył mi oczy – wspomina dziś sędziwy ks. Alt w reportażu Lecha Dokowicza i Macieja Bodasińskiego, który w Wielki Czwartek o godz. 23.00 wyemituje TVP 2 (reportaż można już pobrać poniżej artykułu).
Montażysta z różańcem
Leszek i Maciej spotkali się z kapłanem, który 30 lat temu został publicznie napiętnowany za udział „w szerzeniu zabobonnych praktyk, doprowadzając do śmierci Anneliese”. – Podczas pracy nad materiałem dowiedzieliśmy się, że akta sprawy Anneliese w archiwum diecezjalnym w Würzburgu zostały utajnione na kolejne 40 lat – mówi Lech Dokowicz. Dlatego reportaż opiera się przede wszystkim na relacjach ks. Ernsta Alta oraz matki Anneliese. Autorzy korzystali też z licznych kopii dokumentów związanych ze sprawą. W efekcie powstał poruszający dokument, który wydobywa historię Anneliese z zapomnienia.
Dzięki temu, że egzorcyzmy były nagrywane na taśmach (jest ich ponad 50, co daje ok. 110 godzin nagrań), możemy wysłuchać fragmentów rozmów kapłanów z demonami, które opętały Anneliese. To szokujące przeżycie. – W reportażu wykorzystaliśmy ok. 11 minut oryginalnych nagrań egzorcyzmów. Nie po to, aby straszyć, tylko pokazać, że szatan naprawdę istnieje – mówi Lech Dokowicz.
Maciej Bodasiński opowiada, że podczas zgrywania materiału dźwiękowego z oryginalnych taśm szpulowych na tzw. bety, używane w telewizji maszyny rejestrujące poziom dźwięku wariowały. – Montażysta, który musiał siedzieć cały czas i zgrywać te taśmy, po wysłuchaniu fragmentu pobiegł po różaniec i odtąd nie wypuszczał go z rąk. Czujniki rejestrowały nieludzki dźwięk, który wydawały demony, używając ciała Anneliese – tłumaczy. Takie dźwięki można sobie teoretycznie wyobrazić, kiedy naraz zagra cała orkiestra symfoniczna. Ale nigdy pojedynczy człowiek!
„Przypadek z Klingenbergu”
1 lipca 1976 r. w Klingenbergu nad Menem zmarła 23-letnia studentka pedagogiki Anneliese Michel. Od niemal roku odprawiano nad nią rytuał egzorcyzmu, który miał na celu uwolnienie dziewczyny od demonicznego wpływu. Śmierć Anneliese stała się medialną sensacją. Odbiła się szerokim echem w całych Niemczech. Był to pierwszy w historii Kościoła katolickiego przypadek śmierci w trakcie odprawiania egzorcyzmu. Rozpoczęła się bezlitosna kampania medialna, wymierzona przeciwko duchownym katolickim, którzy starali się pomóc opętanej dziewczynie oraz jej rodzicom, którzy widząc bezradność lekarzy i pogarszający się stan córki, zwrócili się o pomoc do kapłanów. Oskarżano ich o stosowanie średniowiecznych praktyk, ciemnotę i przyczynienie się do śmierci Anneliese. Prokuratura postawiła wniosek o ukaranie oskarżonych: ks. Ernsta Alta, o. Arnolda Renza oraz rodziców Anneliese, Józefa i Anny Michel, z powodu „doprowadzenia do śmierci wskutek zaniedbania”. Wyrok sądu znacznie wykraczał poza propozycje prokuratury. Cała czwórka została skazana na pół roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Nawet nieprzychylna dotąd prasa krytykowała nadgorliwość sędziego. Od tamtego czasu unika się praktykowania egzorcyzmów w Niemczech. „Przypadek z Klingenbergu”, jak określano śmierć Anneliese Michel, stał się skuteczną przestrogą dla „nieroztropnych” księży, którzy chcieli podtrzymywać wiarę w „zabobon” opętania przez złe duchy.
Opętana przez sześć demonów
Anneliese Michel urodziła się 21 września 1952 r. jako drugie dziecko Józefa i Anny. Pochodziła z pobożnej bawarskiej rodziny. Od wczesnego dzieciństwa często chorowała i była raczej wątłym dzieckiem.
Pewnej nocy 16-letnia Anneliese poczuła, że jakaś przeogromna siła trzyma ją w uścisku. Nie mogła wydobyć słowa. Była przerażona. Rok później atak się powtórzył. Lekarz postawił diagnozę: napad padaczkowy. Jakiś czas potem Anneliese ciężko zachorowała na płuca i musiała się udać do sanatorium dla dzieci i młodzieży w Mittelbergu. Do czasowego paraliżu dochodziły omamy. Anneliese zaczęła widzieć przerażające diabelskie twarze. Jej stan z każdym rokiem się pogarszał. Podczas pielgrzymki do San Damiano zaczęła dziwnie się zachowywać. Mówiła grubym głosem, wydawała z siebie nieprzyjemny odór. Współpasażerowie byli skonsternowani. Zaczęto plotkować, że jest opętana. Po dwuletniej obserwacji i pomocy duszpasterskiej ze strony zaprzyjaźnionego ks. Ernsta Alta, miejscowy biskup Józef Stangl wyraził zgodę na przeprowadzenie egzorcyzmu uroczystego. Główny ciężar egzorcyzmowania wziął na siebie salwatorianin o. Arnold Renz.
Walka z sześcioma demonami: Judaszem, ks. Fleischmanem, Kainem, Hitlerem, Neronem i Lucyferem była mordercza. Egzorcyzmy odprawiano regularnie od września 1975 r. aż do śmierci Anneliese 1 lipca 1976 r. Uczestniczyła w nich najbliższa rodzina dziewczyny. Codzienność wypełniała ciągła opieka nad Anneliese, która wbrew swojej woli pod wpływem demonów raniła się, rzucała po całym domu, wyła nieludzkim głosem. – Najgorsze było to, że nie mogliśmy jej przed tym uchronić – wspomina ze łzami w oczach niemal 90- -letnia Anna, mama Anneliese. Z pięknej dziewczyny zamieniła się w rzucaną w konwulsjach szmaciana lalkę, którą rozrywały potężne siły diabelskie. Pomimo egzorcyzmów dziewczyna umiera w męczarniach. Egzorcyzmy zawsze kończą się wyrzuceniem złych duchów. Tym razem tak się nie stało. Dlaczego…? Na to i inne pytania odpowie reportaż Dokowicza i Bodasińskiego.
Droga Krzyżowa, Mały Książę - A. de Saint-Exupery
I "Stajesz się odpowiedzialny za to, co oswoiłeś.
Oswoić - znaczy stworzyć więzy"
SĄD
spraw Panie, niech miłosierdzie Twoje zasłoni
tamten skazujący wyrok
wszystkie wyroki następne
a wśród nich i moje
II "Wiesz... nie przychodź...
Będę robił wrażenie cierpiącego, będę wyglądał tak, jakbym cierpiał.
Nie przychodź na to patrzeć - nie warto...."
CHRYSTUS BIERZE KRZYŻ NA RAMIONA
wychodzisz w drogę
proszę zabierz mnie ze sobą
III Jesteś odpowiedzialny...; powtórzył,
żeby zapamiętać..."
UPADEK
grzech nie jest abstrakcją
nie jest pojęciem
ale jest rzeczywistością tak konkretną, że zwala z nóg
i przygniata do ziemi
nawet Ciebie - Boga
IV "Ach, jesteś tu... będzie Ci przykro.
Będę robił wrażenia umarłego, ale to nie będzie prawda..."
SPOTKANIE Z MATKĄ
kiedy rozstajesz się z Nią
zanim odejdziesz
złóż w Jej dłonie tak nam potrzebny Twój pokój
V "Nie wiedziałem, co powiedzieć.
Czułem się nieswojo.
Nie wiedziałem jak do Niego przemówić, czym Go pocieszyć..."
SZYMON CYRENEJCZYK
o każdej porze dnia i nocy
w samotności i wśród ludzi
podczas pracy i odpoczynku
niechaj będę gotów zostawić wszystko
i pójść za Tobą jak tamten
VI "To było czymś więcej niż pożywieniem -
to było piękne - jak święto..."
WERONIKA
nie odejdę stąd
jeżeli i we mnie nie pozostawisz Swojej Twarzy
VII "Tobie nie wolno zapomnieć...
Stajesz się odpowiedzialny na zawsze..."
UPADEK
grzech jest konkretnym światem
który i nie rzuca
ale nie na ziemię, tylko w nicość
VIII "Świat łez jest taki tajemniczy..."
PŁACZĄCE KOBIETY
daj łaskę łez
a zapłaczę nad światem, nad sobą
IX "Jestem odpowiedzialny,
ponieważ poświęciłem wiele czasu..."
UPADEK
znowu powstajesz
zadziwiasz swoją wytrwałością
X "Dobrze widzi się tylko sercem.
Najważniejsze jest niewidzialne dla oczu..."
ZDJĘCIE SZAT
stajesz się nagim, aby nie mając już niczego
jeszcze hojniej obdarować Sobą
XI "Rozumiesz ?
To bardzo daleko. Nie mogę zabrać ze sobą tego ciała.
Jest za ciężkie..."
PRZYBICIE
zanim rozciągniesz ręce na krzyżu
pobłogosław
mnie i światu
XII "Ależ tak, ja Cię kocham.
Tak...- powiedział. To wszystko..."
ŚMIERĆ
w czas
kiedy gasną Twoje oczy
kiedy odchodzisz
stoję przy Tobie
w czas
kiedy będą gasnąć moje oczy
kiedy będę odchodzić
Ty stań przy mnie
XIII "Osunął się powoli, jak pada drzewo...
Piasek stłumił nawet odgłos upadku..."
ZDJĘCIE Z KRZYŻA
Matko umarł Ci Syn
Matko narodził Ci się Syn
XIV "To co mnie wzrusza najmocniej w tym małym,
śpiącym królewiczu, to jego wierność..."
ZMARTWYCHWSTANIE
umocnij we mnie wiarę
w poranek tamtego dnia
Dekalogi Przyjaźni
NASZE DEKALOGI PRZYJAŹNI - OAZA Z GODOWA
*******************************
I. Istnieje tylko jedna prawdziwa przyjaźń
II. Nie wykorzystuj przyjaźni źle!
III. Pamiętaj o przyjaciołach swoich!
IV. Czcij przyjaźń swoją
V. Nie zabijaj przyjaźni
VI. Nie zdradzaj przyjaciół
VII. Przyjaźń nie szuka swego
VIII. Nie mów fałszywego świadectwa przeciw przyjaciołom swoim byłym i obecnym
IX. Przyjaźń nie zazdrości
X. Przyjaźń nie pamięta złego
*******************************
I. Pamiętaj, że Bóg jest Twoim przyjacielem zawsze i wszędzie.
II. Staraj się nigdy nie zapominać o swoim przyjacielu.
III. Nigdy nie narażaj swojej przyjaźni.
IV. Szanuj swojego przyjaciela.
V. Nie nadużywaj zaufania twojego przyjaciela.
VI. Nie zazdrość przyjacielowi.
VII. Nie szczędź czasu dla przyjaciela, zwłaszcza gdy Cię potrzebuje
VIII. Pamiętaj, że przyjaźń jest bezinteresowna.
IX. Nie ograniczaj swojego przyjaciela.
X. Nie zapominaj, że przyjaźń jest wielką mocą, musisz tylko o nią dbać.
*******************************
Wobec Przyjaciela...
I. Szacunek
II. Szczerość
III. Zaufanie
IV. Lojalność
V. Oddanie
VI. Bezinteresowność
VII. Wyrozumiałość
VIII. Zaangażowanie
IX. Służyć pomocą i radą
X. Wiara, nadzieja, miłość
*******************************
Przyjaciel ...
I. JEST BEZINTERESOWNY
II. Zawsze wspiera
III. Jest wyrozumiały
IV. Jest cierpliwy
V. Realista to jego drugie imię
VI. Jest lojalny
VII. Odpowiedzialny
VIII. Zawsze szczery
IX. Jest barwny, twórczy, ma wiele zainteresowań
X. Zawsze blisko, w kontakcie
---
ps. :)
XI. Jest numerem jeden!
XII. Sympatyczny
XIII. Cool :)
XIV. Ma czarne oczy :D
Czy Jezus akceptował rozwód?
W obliczu coraz większej liczby rozpadających się małżeństw wiele osób, którym związek się nie udał, myśli o "rozwodzie kościelnym". Rozwód taki miałby na celu spełnienie nadziei wyrażonej w słowach: "A może tym razem mi się powiedzie?". Tymczasem Kościół Rzymskokatolicki uznaje związek mężczyzny i kobiety złączonych przysięgą małżeńską, proklamowaną uroczyście w kościele w obecności świadków, za nierozerwalny. Wywołuje to frustrację nawet u osób wierzących, którym "nie układa się" w życiu. Widząc totalny upadek świeckiej instytucji małżeństwa w Europie, nie mając w otaczającym społeczeństwie prawie żadnych przykładów trwałych i zdrowych więzi małżeńskich, wierni zadają pytanie: "Dlaczego Kościół nie pozwala na rozwody?".
Problem polega na tym, że przyzwolenie na rozwód byłoby zdradą podstawowej nauki Jezusa o małżeństwie. Nie jest to jakiś wymysł księży, pragnących utrudnić życie małżonkom. Nie jest to jakaś filozofia polegająca na takiej lub innej interpretacji niejasnego tekstu. Nierozerwalność małżeństwa jest jednoznacznym wymaganiem postawionym przez Jezusa.
Warto sobie przypomnieć, że w żadnym momencie swojego życia Jezus nie złamał ani nie skrytykował żadnego przykazania zapisanego w Starym Testamencie. Jego spory z faryzeuszami dotyczyły wyłącznie tego, w jaki sposób stosowali oni nadane przez Mojżesza Prawo. W dyskusji o rozwodzie widać to wyraźnie, gdyż sami faryzeusze zaczepili Jezusa, pytając: "Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?" (Mt 19, 3). Dokładnie tak samo jak nasi współcześni byli przekonani, że rozwód jest dla nich przewidziany jako ucieczka od problemów małżeńskich! Chcieli tylko się upewnić, czy jakikolwiek powód może być impulsem do rozwodu: zbyt słona zupa, utrata piękna przez starzejącą się żonę albo zwykły kaprys męża...
Jest absolutnie oczywiste, że Pan Jezus nie mógł podzielać takiego poglądu - z prostego powodu: był on sprzeczny z zamiarem Stwórcy. Proszę zauważyć, że zamiar Stwórcy jest czymś innym niż nasze pomysły na życie. Stwórca jest nieskończenie mądrzejszy od stworzenia i w odróżnieniu od nas nie tylko pragnie naszego szczęścia, ale również dokładnie wie, jak można je osiągnąć. Z tego powodu Pan Jezus, choć zawsze litował się nad każdym problemem ludzkim i był wyrozumiały dla każdej ludzkiej słabości, stanowczo zaprzeczył, mówiąc: "Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę? »Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem«. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela" (Mt 19, 4-6).
Ale nie jest wcale łatwo przekonać człowieka, że Bóg dla niego zaplanował nie to, co on sam chce realizować! Faryzeusze, którzy jednoznacznie zrozumieli Jezusową interpretację Prawa Mojżeszowego, nie poddają się i próbują użyć innego argumentu, posługując się tym samym Prawem: "Czemu więc Mojżesz polecił dać jej list rozwodowy i odprawić ją?" (Mt 19, 7). Okazuje się, że można nawet Biblię dopasować do własnych poglądów! Bo skoro sam Mojżesz kazał wypisać list rozwodowy, to co ma biedny Żyd robić? Musi ten list wypisać i odprawić żonę!...
Jednak co innego jest wymyślić sobie usprawiedliwienie, a co innego jest przekonać Jezusa, który nie tylko pozostał przy swoim zdaniu, ale sprecyzował Mojżeszowe "polecenie": "Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony, lecz od początku tak nie było" (Mt 19, 8). Okazuje się, że Mojżesz nie "polecił", lecz jedynie pozwolił - i nie dlatego, że tak było od początku, tylko ze względu na zatwardziałość ludzkiego serca.
Chciałbym tutaj odwołać się do nakazów Prawa Mojżeszowego, ponieważ polski czytelnik nie jest z nim tak dobrze obeznany, jak wspomniani w Ewangeliach faryzeusze i uczeni w Piśmie. Kto jak kto, ale oni doskonale wiedzieli, że Biblia przewiduje tylko jeden powód, który mógł doprowadzić do rozwodu: jeżeli znajdzie u żony coś odrażającego (hebr. erwat dawar) (Pwt 24, 1). Problem w tym, że oni chcieli, by "coś odrażającego" oznaczało "jakikolwiek powód"! Dla sprawiedliwości jednak dodać należy, iż oponenci Jezusa nie stanowili żadnego poważnego nurtu w judaizmie. Nauka faryzejska, która funkcjonuje do dziś jako ortodoksyjny judaizm, zwraca uwagę na to, że coś naprawdę odrażającego można łatwo odkryć przed ślubem. Dlatego też dzisiejsi Żydzi nie dopuszczają do ślubu bez możliwości spotkania się obojga młodych (jak to czyniono nieraz w starożytnych kulturach, zwłaszcza na Wschodzie) i jeżeli któreś z narzeczeństwa ma jakiekolwiek opory, do ślubu nie dochodzi. Dzięki temu kiedy któryś Żyd przychodzi do rabina i mówi, że znalazł w swojej żonie coś odrażającego, rabin może odpowiedzieć po prostu: "Widziały gały, co brały!". Zatem problem rzeczy "odrażających" sprowadza się do zagadnień, które zostały ukryte w okresie narzeczeństwa i ujawniły się dopiero po ślubie.
I właśnie w tym kontekście powinniśmy odczytywać dalsze wyjaśnienia Pana Jezusa: "A powiadam wam: »Kto oddala swoją żonę - chyba w wypadku nierządu - a bierze inną, popełnia cudzołóstwo. I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo«" (Mt 19, 9). Z tych słów jednoznacznie wynika, że każdy związek rozwiedzionego mężczyzny z jakąkolwiek kobietą i rozwiedzionej kobiety z jakimkolwiek mężczyzną w oczach Jezusa jest równoznaczny z cudzołóstwem.
Niestety, część dzisiejszych chrześcijan pragnęłaby odczytać te słowa inaczej. Niektórym chciałoby się wierzyć, że Jezus przyzwala na rozwód "w wypadku nierządu", rozumianego dziś jako zdrada małżeńska. Wydaje się to logiczne, ale niestety stoi w sprzeczności z kontekstem kulturowo-religijnym, w jakim te słowa zostały wypowiedziane.
Mianowicie musimy pamiętać, że rozmówcami Jezusa nie byli Grecy, Rzymianie lub Polacy, których On pouczał, jak trzeba żyć. Byli to biegli w Pismach faryzeusze, którzy odwoływali się do Prawa Mojżeszowego, stosowali to Prawo we wszystkich dziedzinach życia i w świetle tego Prawa rozumieli oraz weryfikowali każdą wypowiedź Jezusa. A każdy wie, że Prawo Mojżeszowe nie przewidywało żadnego rozwodu w przypadku zdrady małżeńskiej. Zdrada małżeńska była karana śmiercią.
(...) Widzimy zatem, że wymieniony przez Jezusa "wyjątek" ("chyba że w przypadku nierządu") nie jest jakimś przyzwoleniem na rozwód w sytuacji cudzołóstwa, ale nawiązuje raczej do utajenia rozpusty przedmałżeńskiej, która wyszła na jaw dopiero po ślubie. Obowiązujący w Kościele Katolickim kodeks prawa kanonicznego uwzględnia wagę takiej sytuacji, kiedy jedno z małżonków zostało świadomie wprowadzone w błąd przed ślubem. Zgodnie z kanonem 1098 utajenie ważnych faktów, które mogłyby zniszczyć życie małżeńskie, stanowi przeszkodę uniemożliwiającą udzielenie sakramentu małżeństwa. Dla przykładu: gdyby dopiero po ślubie pan młody dowiedział się, że jego narzeczona była w ciąży z kimś innym, to w myśl wymienionego kanonu zawarte małżeństwo jest nieważne. Podkreślam jednak, że w takiej sytuacji Kościół nie udziela rozwodu, tylko stwierdza, że jedna ze stron została oszukana, więc nie został spełniony warunek świadomego i dobrowolnego wstąpienia w związek małżeński. Jeżeli natomiast przed ślubem wszystko było "cacy", ale dopiero po jakimś czasie małżonkowie zaczynają psuć sobie nawzajem krew, to żadne unieważnienie lub rozwód nie może nastąpić, ponieważ jednym z podstawowych obowiązków małżonków jest wspólna droga do świętości.
Na zakończenie pragnę uświadomić każdemu, kto ma odmienne zdanie na temat nierozerwalności małżeństwa: kanony 1099 - 1101 prawa kanonicznego głoszą, że nie może przyjąć sakramentu małżeństwa osoba, która neguje jakikolwiek z jego elementów - czy to nierozerwalność, czy to płodność, czy to monogamię. W szczególności nie może wziąć ślubu człowiek rezerwujący sobie prawo do zdrady małżeńskiej lub rozwodu, do stosowania antykoncepcji lub aborcji. Albo się przyjmuje sakrament tak, jak go ustanowił Pan Jezus, albo się go nie przyjmuje wcale. I nie oszukujmy samych siebie: nasza zatwardziałość nie zostanie przyjęta przez Boga jako argument przyzwalający na rozpustę czy cudzołóstwo, tak samo jak nie zostały przyjęte pseudobiblijne wywody faryzeuszów. Jeżeli jesteśmy słabi i grzeszni, to możemy zawsze liczyć na Miłosierdzie Boże - jednak pod warunkiem, że wykazujemy pragnienie poprawy. "Idź i nie grzesz więcej" - tak mówi Jezus każdemu z nas i nie łudźmy się - nikomu nie mówi: "Skoro twoja żona cudzołoży, to i ty idź i cudzołóż. Ja mam gdzieś cały Kościół, który sam ustanowiłem, wraz z naukami o nierozerwalności małżeństwa, które również sam ustanowiłem. Cudzołóżcie więc wszyscy, ile chcecie, a Ja wam wszystko przebaczę".
Jestem przekonany, że lepiej dla nas jest walczyć z grzechem wdzierającym się do naszego życia i niszczącym nasze rodziny, niż walczyć z Kościołem i występować w obronie grzechu.
Mirosław Rucki, ”Miłujcie się!”, nr 1-2007,
Czego oczekuje kobieta?
Czego oczekuje kobieta?
Wzajemne oczekiwania, czyli kobiecość i męskość w związku
Zaczynając się spotykać kobieta i mężczyzna czegoś od siebie nawzajem oczekują. Z reguły bowiem mamy jakieś swoje wizje i wyobrażenia przyszłego związku. I to jest bardzo pozytywne. Nie wiążemy się przecież z kimkolwiek, tylko poznając się podejmujemy decyzję czy ten ktoś nam odpowiada czy też z jakichś względów nie chcielibyśmy z nim być. Naturalnie czasami nasze oczekiwania są zupełnie nierealne czy mocno wygórowane i bywają przyczyną niemożności znalezienia partnera przez długie lata. Czasem jednak są zbyt małe i nieokreślone, co z kolei grozi wiązaniem się z nieodpowiednimi osobami, byle tylko z kimś być i... narzekaniem, że taki "nieudacznik mi się trafił". W tym artykule spróbujemy odpowiedzieć na pytanie czego nawzajem oczekują od siebie w związku kobieta i mężczyzna, w czym to się przejawia i dlaczego potrzebują oni właśnie tego. Zastanowimy się co jest najważniejsze i bez czego nie można budować wzajemnej relacji. Pokażemy jak oczekiwania jednej strony wpływają na drugą i co zrobić jeśli czegoś nam brakuje. Oczywiście z góry zaznaczamy, że to tylko ogólny zarys potrzeb i oczekiwań obu płci. Każdy człowiek jest bowiem inny. Dlatego poniżej przedstawiamy te oczekiwania i potrzeby, których spełnienie w największym stopniu wpływa na to, by związek był udany.
O mężczyźnie - czyli czego oczekuje kobieta?
Mamy wrażenie, że następuje ostatnio kryzys męskości. To, że jest kryzys małżeństwa, rodziny, ojcostwa - to jest wiadome od dawna. Ale pomału zaczyna się nawet kryzys męskości. Część mężczyzn zatraca swoją tożsamość i mimo, iż wydaje im się, że osiągają coraz większe sukcesy tak naprawdę tracą swoje męskie cechy. Nie mówimy tu o mężczyźnie typu "macho" ale o pierwotnych, prawdziwie męskich cechach, takich jak: odpowiedzialność za rodzinę, opiekuńczość, mądrość, pomysłowość, odpowiednie wartościowanie świata, ukazywanie drogi osobom będącym pod jego opieką, przewodniczenie. Tego wszystkiego właśnie świadomie bądź podświadomie oczekuje kobieta.To są bowiem cechy mężczyzny. Prawdziwego.
A tylko taki interesuje kobietę.
W związku kobieta oczekuje przede wszystkim poczucia bezpieczeństwa - w każdym wymiarze. Aby kobieta dobrze czuła się przy mężczyźnie musi czuć się bezpiecznie. Musi czuć, że ten mężczyzna jest silny. Naturalnie nie o muskuły tu chodzi tylko o jego mądrość, rozsądek, zaradność, odpowiedzialność, umiejętność radzenia sobie ze swoim życiem. Kobieta oczekuje, że on będzie miał pracę, z której jest w stanie utrzymać siebie i rodzinę. I nie chodzi tutaj o samo zarabianie. Bo można nieraz dużo zarabiać, ale źle się tym gospodarować, żyć ponad stan, nie myśleć o przyszłości, zapożyczać się i ciągle spłacać długi. Powinien wykonywać swoją pracę uczciwie i sumiennie, a jeśli ją straci to szukać jej intensywnie, umieć znaleźć choć dorywcze zajęcie, jednym słowem: pokazać, że jest przedsiębiorczy i nawet w kryzysowych sytuacjach nie traci głowy, nie jest bierny tylko kombinuje (w pozytywnym znaczeniu tego słowa) i stara się. W ten sposób daje dowód, że nie pozwoli zginąć rodzinie, że "zawsze coś wymyśli", że stanie na wysokości zadania. Musi być samodzielny i zaradny. Kobieta oczekuje, że on będzie się znał na sprawach technicznych i że się nimi zajmie. Że będzie wiedział jak naprawić bezpiecznik, co zrobić gdy zlew się zatka czy dzwonek zepsuje. Że będzie potrafił zmienić koło w samochodzie i - co ważne - że nie będzie to dla niego wielki problem. Mężczyzna, który w takich sytuacjach nie wzywa pomocy technicznej lub nie prosi ojca o pomoc tylko najpierw sam próbuje znaleźć wyjście z sytuacji zyskuje u kobiety mnóstwo punktów: ona czuje, że on wybawi ją z sytuacji kryzysowej i że jest kompetentny. Będzie z niego dumna. Świetnie będzie także, jeśli on potrafi uprasować sobie koszulę czy coś prostego ugotować (nie mówię tu o kulinarnych wyczynach ale o prościutkich daniach) a nie oczekuje bądź wymaga tego wyłącznie od kobiety.
Ona potrzebuje też oparcia. W chwilach gdy traci grunt pod nogami, gdy ma problem musi wiedzieć, że może na niego liczyć. Czasem jest to potrzeba obrony kobiety przed kimś lub przed czymś np. tym, by nie dała się wykorzystywać, by była bardziej asertywna a czasem potrzeba wyżalenia się, wygadania. I wtedy ona oczekuje, że on nie będzie jej przerywał i dawał rad tylko przytuli, obejmie i zapewni, że będzie dobrze, że ona da sobie radę, że on jej zawsze w potrzebie pomoże.
Musi być także psychicznie niezależny od rodziców. Zapewne żadna kobieta nie chciałaby związać się z "syneczkiem mamusi". Oczywiście trzeba kochać rodziców, szanować ich i pomagać im zawsze gdy tego potrzebują, odwiedzać ich i tęsknić, ale nie wolno być od nich uzależnionym. Niedobry to objaw gdy mężczyzna nie protestuje jak jego mama ciągle zaopatruje go w zupę w słoikach i mrożone kotlety. Jak wymaga by codziennie rozmawiał z nią przez telefon szczegółowo opisując co danego dnia robił. Oczywiście może się zdarzyć, że matka jest nadopiekuńcza. Jej się nie zmieni, ale można przyjąć odpowiednią postawę.
Bo potem w małżeństwie to żona ma być na pierwszym miejscu i on już przed ślubem musi być tego świadomy. Dlatego kobieta musi się pod tym względem też czuć bezpiecznie: że on nie będzie ulegał presji matki, że - w razie jakichś problemów - nie wyprowadzi się pod jej "opiekuńcze" skrzydła, że nie pozwoli, by matka wtrącała się w ich sprawy. Nawet jeśli z jakichś względów przed ślubem mężczyzna mieszka z rodzicami to swoją postawą musi kobiecie udowodnić, że tą niezależność już osiągnął i jest w stanie żyć samodzielnie. Gdy jest inaczej nie ma sensu się wiązać. W związku bowiem decyzje podejmuje się we dwójkę i nikt z zewnątrz nie powinien robić tego "za" lub "wspólnie z" młodymi.
Mężczyzna musi być ambitny. Musi dążyć do rozwoju, a nie zadowalać się tym co ma. Musi mieć plan na przyszłość, pewną wizję, którą stale udoskonala. Nie może osiąść na laurach i zachowywać status quo. Musi stawiać sobie cele i nowe wyzwania, takie jak: rozwój firmy, budowa domu, dokształcanie się. Mężczyzna, który niczego nie chce już osiągnąć lub który uważa że okoliczności zewnętrzne sprzysięgły się przeciw niemu powoduje, że w kobiecie budzi się niepokój. Mężczyzna, który uważa że np. nigdy nie będzie ich stać na własne mieszkanie i będą zmuszeni zawsze mieszkać z rodzicami zamiast zapewniać kobietę, że zrobi wszystko by polepszyć ich warunki napełnia kobietę rozgoryczeniem i lękiem o przyszłość. Ona wtedy nie czuje się pewnie.
Musi być pomysłowy. To się trochę wiąże z przewodniczeniem, o czym piszemy dalej, ale też jest elementem poczucia bezpieczeństwa. Chodzi o to, by planował randki, wymyślał coś ciekawego, był pełen entuzjazmu i chęci do życia. By robił niespodzianki, organizował wycieczki a nie zadowalał się tylko kilkugodzinnym siedzeniem u dziewczyny, ewentualnie oglądaniem telewizji. Kobiecie bardzo imponuje jak mężczyzna ma swoje hobby, jak się czymś pasjonuje i jak jest w czymś dobry. Oczekuje ona, że zaproponuje jej ciekawe spędzanie czasu i że nigdy na randkach nie będą się nudzić. Oczywiście, kobieta wcale nie chce być bierna i tylko czekać na propozycje chłopaka. Jego entuzjazm udziela się jej i ją samą dopinguje do tego, by też planować. Ale ta "iskra" musi wychodzić z jego inicjatywy.
Kobiety wymagają szacunku. Szacunku przejawiającego się w rzeczach banalnych, takich jak przepuszczanie ich w drzwiach, podawanie płaszcza czy niesienie jej ciężkiej torby aż po rzeczy zasadnicze: szacunek do jej ciała, zasad, poszanowanie godności jako kobiety. W zasadzie jest to tak oczywiste, że nie powinniśmy o tym pisać. A jednak dziewczynom często się wydaje, że muszą pozwolić chłopakowi na wszystko, bo "on taki jest". Stąd jemu wolno wszystko, jest tak jak on chce, a dziewczyna nie ma nic do gadania. I on się panoszy, pozwala sobie na coraz więcej, a dziewczynę traktuje jak służącą, jak kogoś kto nie ma głosu. A jak mu się buntuje to znajduje sobie inną, która myśli, że ma być uległa. Dziewczyny drogie! Z takiej postawy rodzą się zmęczone, sfrustrowane i rozgoryczone kobiety, które uważają, że są brzydkie, do niczego i nic im się w życiu nie należy. Z takich postaw wyrastają despoci domowi, nie szanujący swoich żon i wyładowujący złość na dzieciach, sprowadzający rolę małżonki do obsługi. Czy tak musi być? Co to oznacza, że chłopak "taki jest"? Skąd się wzięło w naszym społeczeństwie takie podejście, że dziewczyna ma być uległa, skąd nadinterpretacja jakże chętnie dokonywana przez mężczyzn biblijnego zdania: "żony bądźcie posłuszne swoim mężom"?
A potem zdziwienie, że mąż bije żonę, że jest tyranem. Skąd przekonanie, że chłopak nic nie musi w domu robić, a dziewczyna musi wszystko?
Dziewczyny drogie! Wymagajcie. Musicie, jesteście zobowiązane do tego, by wymagać od swoich chłopaków. Wymagać: szacunku, opieki i odpowiedzialności. Jeśli nie będziecie wymagać, jeśli dacie się zwieść tym, że on odejdzie, jeśli nie będziecie spełniać jego wszystkich zachcianek (czasem łącznie z wykorzystywaniem seksualnym, niestety....) to nie dziwcie się, że chłopak będzie sobie pozwalał na więcej, a Was będzie traktował przedmiotowo. Jeśli grozi odejściem - niech odchodzi. Miłość nie szantażuje. Jeśli on szantażuje odejściem - niech odchodzi. Lepiej dla was i dla niego. Uwolnicie się od przyszłego tyrana, nie potrafiącego docenić kobiety. Dziewczyny! Chłopak ma być dla Was oparciem, ma Wam zapewniać poczucie bezpieczeństwa i ma Was szanować. Jeśli tak nie jest to nie wierzcie mu, że kocha. Może jest zafascynowany, a może zakochał "się", ale to nie to samo co miłość. No, na logikę: jeśli kogoś kochamy, naprawdę kochamy to chcemy dla niego dobrze, chcemy mu pomagać, chcemy, żeby dojrzewał, wzrastał w mądrości. Czy taka postawą jest wykorzystywanie? Czy taką postawą jest traktowanie przedmiotowo, egoistyczne zaspakajanie swoich zachcianek, nie ustępowanie w żadnej sprawie, pomiatanie kimś?
Tak jak mężczyzna akceptacji tak kobieta oczekuje podziwu. Tego, że mężczyzna powie jej, że jest piękna, że jest dobra i mądra. Oczekuje zapewnień o miłości. Czasem mężczyźni nie potrafią zrozumieć dlaczego kobieta chce to słyszeć kilka razy na dzień. Oni przecież kochają, powiedzieli jej to kiedyś, a ona ciągle się dopytuje. Ona nie pyta dlatego, że wątpi. Ona po prostu chce to słyszeć. Właśnie po to, żeby zaspokoić swoja potrzebę bycia docenianą i podziwianą. Panowie, nie żałujcie tego swoim kobietom. Jeśli Was o to proszą - dajcie im to, bo tego potrzebują. Może nie co pół godziny, ale na pewno nie raz na rok czy pięć lat - w jakąś rocznicę (bo i z takimi pomysłami się spotkaliśmy). Komplementy i zapewnienia o miłości wzmacniają ich poczucie wartości jako kobiety.
Kobieta oczekuje, że mężczyzna będzie pełnił swoją rolę, to znaczy że będzie przewodnikiem w związku. Nie władcą, tylko przewodnikiem. Że zapewni kobiecie oparcie, poczucie bezpieczeństwa i delikatnie nakieruje związek na właściwe tory, jeśli coś jest nie tak. Kobieta ma inną, złożoną psychikę i czasami może się pogubić. Natomiast mężczyznę natura wyposażyła tak, że potrafi nie kierując się emocjami podjąć właściwą, przemyślaną decyzję. To on powinien kobiecie, kierującej się sercem wskazać czasem właściwy kierunek i konsekwencje działania pod wpływem emocji.
Tymczasem mężczyźni czasem robią pewien błąd. Pozwalają kobiecie decydować o wszystkim, myśląc, że w ten sposób okazują jej szacunek. Są potulni, mili i wydaje im się, że jak kobiecie na wszystko pozwolą to ona będzie szczęśliwa. Spełniają wszystkie jej zachcianki sądząc, że ona będzie tym zachwycona.
Panowie, to nie tak!
Kobieta wcale nie oczekuje, że mężczyzna spełni wszystkie jej zachcianki. Kobieta pragnie, by on wziął ster w swoje ręce i poprowadził ją w swojej mądrości przez skomplikowane ścieżki życia. Żeby był jej podporą - doradził, przeanalizował, przemyślał i wspólnie z nią podjął właściwą decyzję. To jego natura wyposażyła w analityczny, trzeźwo myślący umysł i nie pozwoliła (jak kobiecie) kierować się emocjami i podejmować decyzji w przypływie euforii czy rozpaczy. Kobieta, której mężczyzna pozwala o wszystkim decydować jest w głębi duszy sfrustrowana i podenerwowana faktem, że UWAGA - ONA TAK MYŚLI! - wszystko musi robić sama. Jeśli nawet na początku znajomości będzie jej to imponowało to nie dalej jak za trzy miesiące zacznie być tym zmęczona, a później przerażona perspektywą posiadania faceta o idealnych zadatkach na pantoflarza. Ona zatem chce mężczyznę, który będzie sobą. To dlatego napisaliśmy, że on ma być przewodnikiem. Nie władcą, tylko przewodnikiem - żeby nam się te pojęcia nie pomyliły.
Nie chcemy tu powiedzieć, że kobieta nie ma w związku nic do powiedzenia. Owszem, ma bardzo dużo (nie na darmo przysłowie mówi, że mężczyzna jest głową, a kobieta szyją) ale nie może być tak, że to ona na swych barkach niesie ciężar decydowania o wszystkim: od tego na jaki film pójść aż po czystość przedmałżeńską. A mężczyzna na wszystko się zgadza, no bo on tak ją kocha. A ona nie wiedząc o co chodzi i musząc decydować za dwoje wścieka się, robi mu awantury, a po jakimś czasie stwierdzają, że nie są dla siebie.
Przewodniczenie w związku dotyczy wielu sfer. Nie ma sensu opisywanie ich wszystkich, natomiast chcielibyśmy wspomnieć o dwóch z nich, które często bywają uznawane za domenę kobiety. Chodzi o czystość i wiarę. O czystości pisaliśmy już sporo w poprzednim artykule, więc teraz tylko dwa słowa. Chłopak ma strzec czystości, gdyż to on jest silny i to on potrafi podejmować decyzje kierując się rozsądkiem, bez emocji. I tak jak potrafi znaleźć argumenty "za" przedślubnym współżyciem tak samo znając jego skutki powinien potrafić ochronić przed nimi dziewczynę i siebie. A wielkość i prawdziwość mężczyzny nie mierzy się ilością podbojów seksualnych ale umiejętnością zachowania czystości i wzięciem odpowiedzialności za kobietę, którą kocha - w każdym wymiarze.
Tak samo jest z wiarą. To nie jest tak, że dziewczyna ma "pilnować" chłopaka, gonić do kościoła i spowiedzi dwa razy w roku, tylko on jako przyszła głowa rodziny powinien czuć się odpowiedzialny za ducha wiary w rodzinie, w związku. Ma to też znaczenie praktyczne: jeśli chłopak będzie w stanie łaski uświęcającej prawdopodobnie jego dziewczyna też zawsze będzie. Dlaczego? Kobiety z natury swojej są bardziej drobiazgowe i bardziej wszystko rozpamiętują, częściej też się spowiadają, uważając więcej rzeczy za grzech. Mężczyzna zaś zajmuje się rzeczami tylko - w jego odczuciu - ważnymi i konkretnymi. Skoro zatem mężczyzna żyje wiarą to znaczy, że jest ona dla niego ważna. Kobieta widząc jego postawę sama tę ważność uznaje i czuje się bardziej zmotywowana. Jest przekonana, że skoro jej mężczyzna jako ten, który ukierunkowuje związek wybrał taką drogę to jest ona słuszna. Wówczas oboje wzajemnie motywują się do wzrostu w wierze.
Kobieta w związku potrzebuje wyłączności, wierności i perspektywy na przyszłość. I to wcale nie oznacza, że trzeba się jej od razu oświadczyć albo co najmniej przyobiecać ożenek po jakimś tam czasie, tylko o to, by czuła, miała pewność, że chłopak traktuje ją poważnie. Że jest z nią nie dlatego, by miał towarzystwo, miał z kim się pokazać, tylko dlatego, że ją kocha, że mu na niej zależy i że liczy się z jej uczuciami. By nie była tylko osobą, z która można pożartować czy iść do kina, ewentualnie "przytulić od czasu do czasu", by nie była traktowana jak ktoś do przyjemnego spędzenia wolnego czasu. Chodzi jej zatem o określenie charakteru relacji i posiadanie jakiejś pewności, że chłopak ją traktuje poważnie, a nie jak zabawkę, którą może zostawić, kiedy mu się znudzi. Będąc w związku mężczyzna powinien patrzeć na swoją dziewczynę jak na ewentualną przyszłą żonę. I znowu - nie musi robić założenia, że na pewno się z nią ożeni, ale zaczynając z nią chodzić powinien brać pod uwagę ewentualność, że może tak być. I pod tym kątem rozpatrywać ewentualne kandydatki "do chodzenia". Gdyby tak było, gdyby chłopcy (i dziewczyny oczywiście też!) zaczynając się z kimś spotykać brali pod uwagę ewentualność przyszłego małżeństwa z tą osobą to o wiele mniej byłoby bolesnych rozstań, pomyłek i rozczarowań. Nie chcemy powiedzieć, że na pierwszej czy drugiej randce należy się określić, że należy o tym mówić. Nie! Żebyśmy się dobrze zrozumieli: chodzi nam o to, żeby nie zaczynać spotykać się dla rozrywki, z nudów, tylko dlatego, że ktoś jest przystojny, a z innych względów nam nie odpowiada, no ale z nim jestem "bo jest zabawny", "bo inne na niego lecą", bo "mam z kim iść na imprezę", "bo inne mają chłopaka", "bo już wypada" itd. Żeby nie egoistyczne pobudki posiadania kogoś kierowały naszą chęcią bycia z kimś tylko pragnienie dobra dla tego człowieka.
Tu też nie chodzi o to - co zarzuca dziewczynom część chłopaków - że kobieta chce mężczyznę zaraz zaciągnąć przed ołtarz. Choć owszem, nie można zaprzeczyć, że są pewne osoby, którym się przed ten ołtarz spieszy, z różnych powodów, głównie daleko już posuniętego (ich prywatnym zdaniem) staropanieństwa; no, starokawalerstwa też, ale częściej to dotyczy chyba pań. Generalnie jednak to co część mężczyzn bierze za "ciągnięcie przed ołtarz" jest po prostu wspomnianą przez nas wyżej potrzebą poczucia poważnego traktowania, no i tej perspektywy na przyszłość. Bo kobieta generalnie nie uznaje spotykania się dla samego spotykania.
Kobieta zasadniczo nie patrzy na urodę. Może to banalne, ale to najszczersza prawda, a nieliczne wyjątki potwierdzają regułę. Nie oznacza to, że dziewczynie wszystko jedno jak chłopak wygląda, nie. Ważne zatem jest to czy o siebie dba. Nie przesadnie, ale zupełnie normalnie: jeśli nie zapomina o fryzjerze, umie sobie uprasować koszulę, ma obcięte paznokcie i nie chodzi zarośnięty. Oczywiście czasem trzeba chłopaka zdopingować, żeby o siebie zadbał, ale to inna kwestia. Kobieta rozumuje tak: uroda to rzecz natury, od nikogo niezależna i nigdy za jej brak nie odejmuje punktów. Wygląd natomiast to inna kwestia i jeśli swoimi siłami można tu coś poprawić to należy. Czasem trzeba więc pójść do dermatologa czy schudnąć. Ale żadnych cudów kobieta nie wymaga a jej uroda nie ma tu nic do rzeczy. Prawdziwe piękno jest w duszy. Ważne też jest jak chłopak traktuje sam siebie, czy jest przewrażliwiony na punkcie swoich kompleksów. Dużo bardziej zaimponuje dziewczynie jeśli potrafi się śmiać z siebie i jeśli zachowuje się tak jakby one mu nie przeszkadzały. Wtedy pokazuje siłę i pewność siebie i żeby był największym brzydalem kobieta będzie z niego dumna i będzie się przy nim dobrze czuła. On bowiem udowodni jej, że potrafi zapanować nad sobą, swoimi wadami, jednym słowem, że jest silnym, mądrym mężczyzną, który oddziela rzeczy ważne od mniej istotnych.
I dlatego najbrzydszy facet, który jest konkretny, mądry, silny i zdecydowany będzie budził podziw w kobiecie, a największy przystojniak, który jest tylko miły odpadnie w przedbiegach.
Kasia i Tomek
redakcja adonai.pl
Strona 3 z 3
- start
- Poprzedni artykuł
- 1
- 2
- 3
- Następny artykuł
- koniec