slajd22

Msze święte

Niedziele i święta: 700 900 1100 1600
Soboty (Msza z Niedzieli): 1700
Dni powszednie: 700 1700

W wakacje rano tylko o 700  z wyjątkiem I czwartków, piątków i sobót miesiąca oraz ważniejszych świąt i uroczystości.

630 Przed poranną Mszą św. - Codzienny różaniec
630 Niedziela - Godziniki ku czci Niepokalanego Poczęcia NMP
1520 Nieszpory Niedzielne

Msza św. dla dzieci w niedziele: 1100

Msza św. szkolna dla dzieci w czwartki: 1700

Msza św. dla młodziezy: w I piątki: godz: 1830 /Z wyjątkiem wakacji i ferii/

Kancelaria parafialna jest czynna:

Poniedziałki  od 800 do 900 od 1700 do 1800

Środy    od 1700 do 1800

Piątki   od 800 do 900

w maju i październiku kancelaria czynna w godzinach popołudniowych od 1600 do 1700 ze względu na nabożeństwa majowe i różańcowe

 

Spowiedź święta

Codziennie 30 min. przed każdą Mszą św
w I piątek miesiąca o godz: 16:00

Adoracja Najświętszego Sakramentu:

Piątek: 1630 - 1700 z Koronką do Miłosierdzia Bożego
Sobota: 1630 - 1700
w I czwartki miesiąca: 600 - 700 i 1830 - 1915
w I piątki miesiąca: 1600 - 1700

Katechezy Biblijne z ks. Tomaszem Kuszem raz w miesiącu w ogłoszonym terminie o  1830, po katechezie Krąg Biblijny lub Modlitwa Uwielbienia w kościele o godz.: 19:30

Świadectwo… To słowo mi się różnie kojarzy, ale gdy słyszę iż mam powiedzieć świadectwo to nie kojarzy mi się dobrze.
Jest środek nocy ale to nie przeszkadza by napisać swoje własne świadectwo wiary, ono zawsze powinno byś stałe we dnie i w nocy!
Słyszałem już wiele świadectw różnych ludzi… nawet sobie je porządkuje, zwykle gdy jestem na rekolekcjach to dużo jest mowy o przykładowo uczuciu które ktoś doznał na modlitwie i nagle jego życie nabrało innego wymiaru… szczerze mi nie podchodzą takie świadectwa bo mam twarde przekonanie że na uczuciach niczego nie zbudujesz i jeśli naprawdę ktoś chce przemienić swoje życie to trzeba czegoś o wiele mocniejszego – ale to moja subiektywna ocena, może rzeczywiście ludzie którzy mówią takie świadectwa doświadczają czegoś głębokiego i chwała za to Panu.
Często gdy ludzie oferują mi powiedzenia gdzieś świadectwa to raczej odmawiam bo moje świadectwo nie byłoby zbyt poruszające.. takie bez emocji no i bez jakiś mocnych przewrotów nawróceń… co do tego drugiego te świadectwa akurat mi bardzo podchodzą, znam co najmniej kilku ludzi których dotknęła wielka łaska i z grzeszników stali się siewcami Bożej Miłości! To mnie zawsze fascynowało i będzie fascynować.. to są ludzie pokroju Szawła – Pawła. Gdzieś słyszałem takie zdanie że tym którym więcej przebaczono bardziej kochają i pewnie coś w tym racji jest. Sądzę, że to wypływa z wyboru, do jakiego byli zmuszeni Ci ludzie o głębokim nawróceniu, gdy jasno sprecyzowali gdzie teraz idą to też łatwiej się im idzie.
Więc przechodząc już do mnie.. bo miało to być moje świadectwo wiary.
Bóg obdarzył mnie łaską wiary od kąd pamiętam i staram się ją pomnażać, choć nie zawsze to wychodzi tak jakbym chciał. Czasem zastanawiam się czy nie lepiej by było gdyby Bóg zesłał mi łaskę wiary przez mocne doświadczenie – nawrócenie? Nie wiem czy wierzyłbym inaczej… pewniej… z odwagą… Nie wiem, te pytania są bez odpowiedzi.
Staram się odkrywać Boga wszędzie i o każdej porze, lecz czasem zapominam o nim na kilka dni… nie chodzi teraz o to że np. się nie modle w ogóle.. bo modle się zawsze rano wieczorem… raczej chodzi o to jak się modle! Sądzę że to jest najistotniejsza część pogłębiania mojej wiary jeśli odpowiednio się na niej nie skupię to nie będzie owocu.
Nie jestem człowiekiem, który doznaje wielkich ekstaz na modlitwach itp. Może raz jeden zdarzyło mi się płakać na modlitwie, ale to na rekolekcjach i było spowodowane drugim człowiekiem. Kto mnie zna dość dobrze to wie, że jestem dość wrażliwy facet. Kończąc myśl o modlitwie… lubię się bardzo modlić z kimś, we wspólnocie, teraz szczególnie na oazie, Bóg daje mi pewność że to ma szczególne znaczenie i bez modlitwy ani rusz.
Wiecie co… jeśli już to czytacie to chciałbym byście znali jedno moje pragnienie które jest połączone z pisaniem tego świadectwa… chciałbym byście zobaczyli tu normalnego człowieka! Tego właśnie Janusza, którego znacie na co dzień, wtedy dopiero zrozumiecie to co tutaj pisze.
Bardzo ważną sprawą, która wiąże się z moją wiarą jest zaufanie do Boga. Ciągle mam problem mu zaufać do końca! Ciężko mi spojrzeć na jego plany wobec mnie, mimo to udaje mi się dostrzegać wiele jego znaków… gorzej z interpretacją głównie z mojej niedbałości wynikającą błędnie.
Bóg mnie często zaskakuje! Pamięta marzenia, które kiedyś miałem… i spełnia je gdy już o nich nie pamiętam! Przykładowo: w wakacje 2006 Jedno z mieszkań, które oglądałem w Katowicach mi się specjalnie spodobało.. tak bardzo chciałem tam zamieszkać gdy zacznę studiować.. lecz wtedy okazało się to nie możliwe, cudownym trafem, gdy nadszedł wrzesień zwolniło się miejsce w tym mieszkaniu i właściciel właśnie mi dał znać! No i mieszkam sobie tu i pisze to świadectwo… wiedziałem, że te miesiące w tym mieszkaniu będą mi potrzebne, poukładałem sobie pare spraw i sądzę, że Bóg szykuje znów przewrót w moim życiu, ale jestem otwarty!
Zawsze byłem bardzo buntowniczym dzieckiem i każde wyjście do kościoła przymuszane przez rodziców nie odbierałem zbyt dobrze… od zawsze chciałem by to było coś świadomego i by mi się chciało tam iść! Oczywiście nawet za dziecka nie raz bardzo mi się chciało iść! Tylko tez było dużo tych sytuacji gdy Mama czy Tata musieli powiedzieć: idziemy i wtedy wiedziałem że nie mam wyboru. Po latach jestem oczywiście bardzo im za to wdzięczny teraz przez te buntownicze nastawienie poszukałem tego dlaczego chodzę i moja wiara staje się świadoma, chodzę do kościoła bo kocham Boga i chce poświęcić mu jak najwięcej czasu. Gdy się kocha poświęca się tej osobie dużo czasu no nie?!
Osobiście doświadczam opieki mojego Dziadka i Babci którzy już wypraszają dla mnie łaski w niebie, chcecie przykład? 18 styczeń 2006 kolejna rocznica śmierci babci i akurat wypadł mi pierwszy egzamin na prawo jazdy… wtedy prawie nikt nie zdawał, bo wprowadzili nowe zasady a większość ludzi było jeszcze przygotowana po staremu… nikt nie wierzył nawet ja gdy usłyszałem z ust niezbyt miłego egzaminatora wynik pozytywny, później Tata patrzył z niedowierzaniem na mnie a Mama nie wiem kiedy uwierzyła… wszyscy doszliśmy do jednego racjonalnego wniosku: Babcia.
Bardzo ważną istotą jest również dla mnie Anioł Stróż, chcę poświęcić mu wystarczająco dużo uwagi w swoim życiu bo wiem że odwala niezłą robotę! Moja matura ustna z polskiego dotyczyła aniołów oczywiście zdałem ją na ful punktów, nie sądziłem że będzie inaczej… nie dlatego że mało we mnie pokory! i mam przerośniętą ocenę o sobie samym! Po prostu doświadczyłem i doświadczam wielkiej mocy mego Anioła Stróża.
Dwie postacie są szczególnie ważne w moim rozwoju duchowym. Wpierw ks. Tomek.
To on mnie namówił bym był ministrantem, to byłą już 6 klasa podstawówki… czułem się przy nim bardzo dobrze, choć na ten wiek jeszcze mało rozumiałem z prawd wiary i świadomości chrześcijańskiej… wystarczała mi jego obecność.. z czasem dowiaduję się o nim coraz więcej i jest moim autorytetem. No i druga osoba to papież nasz Jan Paweł II, szczególnie jego działanie doświadczyłem na światowych dniach młodzieży, gdzie pewnego dnia zapanował totalny haos komunikacyjny w ogromnym mieście Koln i nagle znalazłem się z grupą kilku młodych ludzi samotnie.. Inaczej mówiąc nie wnikając w szczegóły zgubiliśmy naszą grupę! Miasto było zatłoczone, już było po zachodzie słońca i było szaro, a my staliśmy na środku ulicy i niezbyt wiedzieliśmy jak dostać się do miasta 50 km stąd gdzie nocowaliśmy. Poprosiłem w myślach o pomoc JP II nie zawiódł! Od tej chwili zaczęło się układać, miałem dość odpowiedzialną rolę bo musiałem ich doprowadzić do centrum (jako jedyny jakoś się orientowałem w tym mieście) ale bez pomocy od górnej pewnie do teraz byśmy tam chodzili… teraz sobie żartuję, ale wtedy sytuacja nie była zbyt wesoła nic tylko usiąść na krawężniku o 1000 km od domu i beczeć. Udało nam się dotrzeć do centrum, ciągle modliłem się w myślach… wsiedliśmy do ostatniego autobusu w stronę naszego miasta i okazało się że zgubiliśmy jednego po drodze!! Już nie chce wszystkiego opowiadać ale ostatecznie wróciliśmy cudownie do miasta szybciej niż nasza cała grupa! Tak doświadczyłem działania Jana Pawła II. Od tego czasu stał się dla mnie kimś na wskroś wyjątkowym.
W moim życiu jeszcze było wiele takich sytuacji gdzie Bóg mi się objawiał przez doświadczenie. Cieszy mnie fakt, że wiele z nich widzę, a smuci bo wiem że jest wiele kompletnie dla mnie nie widocznych.
Dużą pomoc w wierze daje mi to iż jestem animatorem i niejako jestem narzędziem w ręku Boga! To daje mi szczególną motywacje do tego by Go lepiej poznać i móc jak najlepiej przekazać.
Jako że jestem wrażliwym facetem jak już wspominałem to jak każdego człowieka dosięgło mnie wiele cierpień, na szczęście żadne z nich nie oddaliło mnie od Boga a raczej tylko przybliżało i przybliża.
Wiele mi brakuje do wzoru doskonałego człowieka idącego za Bogiem, czasem wydaje mi się że jestem raczej tego antywzorem…
Wierzę w sprawiedliwość Bożą i przede wszystkim w Jego Miłosierdzie które jest dla mnie niezrozumiałe i zrobię wszystko by cieszyć się kiedyś niebiańskim szczęściem! To jest mój cel! Zmartwychwstanie tak jak Chrystus zmartwychwstał!
Nie chcę być dla nikogo przeszkodą w osiągnięciu tego celu przez innych, chcę być pomocą!
Wierzę w Boga w Trójcy jedynego!
I za to wszystko Chwała Panu!

Janusz

Drodzy młodzi, nie dostosowujcie się do czegoś, co jest mniejsze od Prawdy i Miłości, nie dostosowujcie się do kogoś, kto jest mniejszy od Chrystusa.
ŚDM Madryt - Benedykt XVI


Program naszej pielgrzymki:
13.08 – wylot Kraków – Malaga
13-15.08 – pobyt w Ronda
15.08 – Malaga
16-22.08 – Madryt
23.08 – wylot Malaga - Kraków

Przez cały pobyt w Hiszpanii codziennie wieczorem pisałem parę słów do mojego kajecika.. teraz pomyślałem że to będzie świadectwem mojego przeżycia spotkania Jezusa podczas światowych dni młodzieży w Madrycie. Niech dobry Bóg błogosławi Tobie czytelniku! :)

Dzień I Żegnaj Polsko. Witaj Espana!

Wiele się działo… dużo stresu związanego z przyjazdem, czy zdążymy? Czy odnajdziemy autobus? Czy wysiądziemy na dobrym przystanku? Czy nasze bagaże przejdą kontrolę? Czy nie zapomniałem dowodu? …Po co to wszystko?! – Ufasz Mi? …zdawało się że mówił tak do mnie Bóg.
W samolocie poznałem Olę, dobrze się rozmawiało.. niech Bóg jej darzy.. ale gdzieś było widać jak w różnych celach tam jedziemy… Ale wewnętrznie cieszyłem się że jadę tam dla Boga mojego Pana.
Wiele niezwykłych osób dziś spotkałem.. dziewczynka która ukradkiem spoglądała na mnie w samolocie, niepełnosprawna pani która śpiewała na peronie.. i ci ludzie w kościele którzy nas tak pięknie przyjęli, pomimo tego szoku, który był związany z szumem i rozmowami w kościele. Tak bardzo dostrzegłem jak Ci ludzie, ta ziemia potrzebuje BOGA!
…Piękny widok z mostu w Ronda pozostanie mi w pamięci..
Wrócę do Mszy, do kazania – nic nie rozumiałem po hiszpańsku, ale bardzo chciałem by ksiądz mówił.. bo to dawało mi radość z samego faktu że ktoś mówi o Jezusie!
Hotel… Wygoda.. co dalej? Bóg pokaże. Na Mszy dziś rozumiałem tylko słowa „Misericordia” – Miłosierdzie Boże.. zrozumiałem że tu 3147 km od domu, także wylewa się Jego Miłosierdzie.. również na mnie! Dzięki Mu!

Dzień II Zdobywanie Gór… kanionów.
Wstaliśmy późno bo o 10:10 pomyślałem że ten dzień będzie tak spokojny, nie mieliśmy większych planów. Jednak było całkiem inaczej! Jako że Niedziela – pobiegliśmy na 11:00 na Mszę gdzie bardzo radosnym momentem było przekazanie znaku pokoju – okazało się że przed nami usiadły – Zuzia i Hania, które bardzo ucieszyły się na nasz widok :) Od kilku tygodni nie rozmawiały po Polsku były na kursie językowym. Poodprowadzały nas po Ronda, zjedliśmy chyba jedne z najsmaczniejszych lodów w moim życiu i wieczorem wypiliśmy herbatę w bardzo stylowej herbaciarni.. moja herbata miała nazwę „Musica” - nie bez powodu :) Zuzia jutro jedzie także na Madryt – więc może się spotkamy? Przez te parę godzin stały się mi bliskie – głównie dlatego że również Bóg był dla nich ważny, to stwarza niezwykłą sferę zaufania.
Wieczorem poszliśmy w dół rzeki… trochę się bałem stromych skarp.. ale warto było! Siedzieliśmy chyba z pół godziny każdy w swoim miejscu, rozmyślaliśmy, modliliśmy się… wpatrując się w przepiękny widok doliny i gór… Myślałem o ważnych dla mnie osobach.. o Ani… W ciszy modliłem się.. pytałem się „Czy mnie i tutaj słyszysz?.. Boże?” Gdzieś w głębi czułem się sam, ale nie chciałem wracać…
Czy dziś kończy się spokój? Wspólnota młodych z całego świata na nas czeka w Madrycie.. Jutro Wniebowzięcie Maryi Panny :) Maryja będzie się nami opiekować. Proszę Ją dziś byśmy jutro dotarli na Mszę… Bo wiele godzin w podróży.. więc może być ciężko.
Piękny jest ten świat.. Uwielbiam Cię Jezu w tym pięknie które mogłem zobaczyć i w tej radości spojrzenia Zuzi i Hani… i w tej fontannie dzięki której mogłem się orzeźwić… i w tym słońcu które opala nas :) Dzięki Ci!... Przemieniaj.

Dzień III Podróż. Maryja prowadzi.
Ten dzień bardzo męczący… Maryja poprowadziła nas do kościoła w Maladze gdzie w centrum była jej figura wniebowzięcia – niesamowite! Eucharystia znów inna… ciekawy zwyczaj trzymania się za ręce podczas Ojcze nasz. Śpiewy przy akompaniamencie gitary i śpiewu scholi – bardzo dobrze przygotowanej zresztą.
Czułem że muszę świadczyć swoim zaangażowaniem i pobożnością… modliłem się by Duch Święty zstąpił na tę ziemię… Jednak zanim Msza – jechaliśmy przez piękne tereny Andaluzji – dech zapierało.. cudowne widoki! Po Mszy pobiegliśmy zobaczyć Morze śródziemne, pierwszy raz w życiu.. moja uwagę zwróciły ładne kamyki, muszle, bursztyn?! Pozabierałem kilka.. kolejny zachwyt!
W kilkugodzinnej drodze do Madrytu poznałem dwoje wspaniałych ludzi Carmen i Miguela.. szkoda że tak słabo znam angielski chciałem ich poznać głębiej… Chciałem dać im różaniec, ale mam od nich maile.. spróbuję do nich popisać.. Carmen chyba wierzy w Boga… :) Takie dobre dusze to były… Lecieli do Włoch.
Później troszkę nerwowo bo Madryt ze swoimi 4 mln ludzi i ogromną powierzchnią budził respekt.. ale o 23:00 dotarliśmy do szkoły gdzie mamy nocleg.. pozwolili mi tutaj spać pomimo tego że nie jestem zarejestrowany w tym miejscu. Jest w nich dobry Bóg! Zimny prysznic na podwórku – to też coś co robiłem pierwszy raz :)
Czas iść spać… to był ciężki dzień… Ale dobrze się kończy…
Dzięki Ci Panie za tą panią na ulicy co wskazała nam drogę do kościoła.. za panią w piekarni… i za Carmen i Miguela.. za ludzi którzy przyjęli nas w szkole… Dzięki Ci Panie za ich życia. Amen

Dzień IV I love Jezus
Wczoraj rozmawialiśmy z Jackiem o tym że wszystko na razie nam wychodzi bez problemu i że musi w końcu przyjść jakieś cierpienie. Rzeczywiście dziś było ciężej, wolontariusze troszkę nas źle kierowali, dużo przeszliśmy pieszo w upalnym słońcu w Madrycie.. miałem fizyczny kryzys ale Pan orzeźwiał w źródłach wody na.. ulicy  to było cudowne! Cały dzień szukaliśmy punktu rejestracji i dopiero przed 15:00 jeden z wolontariuszy zaprowadził nas do punktu gdzie dostaliśmy ID oraz bilet na metro – Pan okazał miłosierdzie! ..ale rzeczywiście ugla. Później posiedzieliśmy w kościele chwilę.. rozważałem fragment przemienienia.. rzeczywiście wewnętrznie Bóg mnie przemienia – czuję to.. Wiele ludzi się za nas modli… to wspaniałe.
Po południu kolejne doświadczenie – wróciliśmy zmęczeni do szkoły a tam nikogo kto by nam otworzył, więc musieliśmy wrócić do centrum (szkoła jest dość mocno na obrzeżu Madrytu) w oczekiwaniu na Mszę otwarcia.. trudno mi było się na niej skupić.. płakać mi się chciało że zabrakło komunii dla mnie i dla wielu osób… ale duchowo przyjąłem do serca… mojego Pana...
Wzruszyłem się gdy na końcu Eucharystii chór zaśpiewał Czarna Madonno… to była Msza w podziękowaniu za dar pontyfikatu i beatyfikacji Jana Pawła II. Gdzieś w duszy zobaczyłem obraz Matki Bożej w Częstochowie.
Wracając po Mszy spotkaliśmy Rafała.. Migułkę.. wielu naszych znajomych ks. Stencla, ks. Łukasza.. to było bardzo pozytywne :) Wiele radości zagościło w naszych sercach.
Przez cały dzień nosiłem na sobie koszulkę od Ani – I love Jezus – kilkadziesiąt o ile nie kilkaset osób zwróciło na to uwagę, mnie mijając – wykrzykując coś radośnie albo przybijając piątkę i stwierdzając że też kochają Jezusa :) Przypominam sobie momenty gdy w Katowicach nieraz było mi wstyd ją ubrać… dziś byłem taki dumny że.. kocham Jezusa! I spotkałem wiele osób z całego świata którzy też Go kochają… i to jest takie moje.. nie..! takie nasze szczęście… Miłośc Jezusa <-> ja.
…i na dobranoc chcę napisać
Kocham Cię Jezu!
I love Jezus!

Dzień V Jedność w Kościele
Pierwszy dzień katechezy polskiej. Piękne przeżycie posłuchać, być obok kardynała Nycza oraz Kard. Glempa. Pierwszy z nich bardzo mi zaimponował gdy wyszedł z komunią do ludzi i przez chwilę stał obok nas. Na końcu kościoła ja po jednej stronie Jacek po drugiej po środku kard Nycz rozdający komunie.. jak to Jacek stwierdził że staliśmy jak archaniołowie ;) – akurat tu grubo przesadził –ale racja co racja czułem się wyróżniony i urzekała mnie jego pokora. Ja przyjąłem Ciało Chrystusa od innego kapłana.. pomyślałem że to by było niezwykłe dostać komunię od kardynała ale przecież byłoby to to samo Ciało Chrystusa! – szybko się poustawiałem.
Spotkałem w końcu Kasię, Michasię i Anię z DA – ogromna radość! Ale ich szybko zgubiliśmy w tłumie.. Później sami szlajaliśmy się … dzień zamieszek .. nie dobrze to wyglądało.. ale patrząc na to że cały Madryt tętnił życiem Miliona ludzi z całego świata.. to ten jeden plac to był nic.. i te kilka tysiące przeciwników.. szkoda że większość TV pokazała tylko to, a nie to dobro które tam się rodziło w tak wielu innych miejscach. Smutek mnie ogarnął gdy patrzyłem na te tłumy po jednej i z drugiej strony.. policję… po co to?... ale wyznanie Jezusa to wystawianie się na bunt.. Poszliśmy na spotkanie Polonii z kard. Dziwiszem tam spotkaliśmy Olę z ekipą z Godowa i innych przyjaciół  Poznałem mojego kuzyna Olka :) Madzię z Gniezna, Magdę z Wisły wielkiej i Anie siostrę Oli, trzymaliśmy się razem kilka godzin.. wspaniale było pożartować, czy pogadać poważnie z nimi. Przy okazji dzięki nim powędrowaliśmy na koncert zespołu kapłanów Priest Band znanych na całym świecie… niezwykła atmosfera na arenie Madryckiej..
Dziś odczułem jedność Kościoła tego Polskiego.. Polonii.. i tego rodzinnego.. moja mama miała urodziny.. i tego wśród znajomych. Jezus jest obecny w każdej z tych relacji – i za to Mu chwała!
Godzina ok. 1:00 18.08.11
…schody obok szkoły. Hiszpania.


Dzień VI Spotkanie. Daj mi Pić.
Papież następca Jezusa na ziemi jest niedaleko mnie.. pewnie modli się również za mnie! Huczne powitanie… On taki spokojny wypełnia swoją rolę, mówi o Miłości Jezusa.. mówi o spotkaniu.. o pragnieniu domu… Byś dom swój zbudował na skale – te słowa wracają tu jak echo czy to w katechezie czy w celebracji Słowa Bożego na przywitanie Papieża.
Fizycznie jest coraz ciężej… chociaż.. rano spadł deszcz – to również było piękne! Na tej spękanej zeschłej ziemi – akurat w dzień przyjazdu Papieża. Deszcz łask spływa na tę ziemię… wczoraj w centrum były zamieszki w TV na całym świecie tylko o tym mówią.. a tu tyle pięknych, dobrych rzeczy się dzieje.. tyle spojrzeń.. mógłbym zaufać tym wszystkim ludziom których spotykam i oni mi pewnie też… to jest wspaniałe… czuję się tutaj bardzo bezpiecznie dzięki temu. Taki kawałek raju na ziemi..jakby tak było na co dzień… Ale na co dzień muszę walczyć o Jezusa.
Dziś wspaniale Jezus dał mi znak że JEST. Usiedliśmy z Jackiem przy źródle wody i czekaliśmy na przyjazd Benedykta XVI.. po jakimś czasie otworzyłem Pismo Święte i otworzyło mi się na Rozmowie Jezusa z samarytanką… szturcham Jacka i mówię mu co się stało.. czytam dalej.. że Jezus przyszedł do niej ok. godz. Szóstej. Patrzę na zegarek – szósta. No tego to już było za dużo :) Dlatego jeszcze długi czas rozważałem tą rozmowę.. chyba jak nigdy dotarły do mnie słowa „Daj mi pić!” …
…Jak Jezu mam Ci dać pić? To Ty daj mi wody żywej.. bym już nie pragnął i bym mógł Cię chwalił w Duchu i w Prawdzie… całym swoim życiem… i bym kochał Anię jeśli taka Twoja wola…

Dzień VII Krzyż - znak miłości Miłości.
Dzisiejsza rozmowa o Bogu z Olą była mi potrzebna… tak bardzo! Dzięki Ci Panie za jej otwartość… i za otwartość Ali...
Oddałem mój krzyż który nosiłem na szyi i do którego tak bardzo się przywiązałem w tych dniach.. ale Andrea – Włoch chyba wiedział co robi – dał mi swój znak na szyję i obiecał modlitwę – tak samo ja mu obiecałem. Podzieliłem się moim krzyżem… Jezus wskazuje mi na to by nieść krzyż we wspólnocie Kościoła. Dziś tyle krzyży widziałem na cmentarzu… wiele dusz… czekają na modlitwę…
Świat chce uczynić Boga wielkim nieobecnym – my musimy uczynić Go wielkim obecnym!
…Mało ludzi modliło się na Drodze Krzyżowej… musiałem uklęknąć by móc się nie rozpraszać.. tak oddawałem tych ludzi Bogu… z czasem się uspokoili… przejmujący żydowski śpiew przy stacji obnażenia zapamiętam do końca życia… To stacja dzisiejszego świata…
Słaba Ola leząca jak Chrystus przede mną.. On słaby prosi mnie o pomoc…
Tyle myśli nie poukładanych… Jutro spotkanie na lotnisku.. czuwanie nocne.. Daj Panie siły i daj dotknąć Ciebie przybyłym na spotkanie z Twoim namiestnikiem.
Dobranoc Boże… dziękuję Ci za ten strumień modlitwy z całego świata i za modlitwę Andrea i za łzy i słabość Oli.. i za jej uśmiech.. i za te krople wody… żywej…
…pragnę…

Dzień VIII i IX Deszcz Nowego życia.
Wczoraj nie pisałem.. bo jak dla mnie to był jeden dzień. Spotkanie z Benedyktem XVI na lotnisku. Wiele młodych istnień w jednym miejscu.. wystawionych na próbę wiary.. może na tym polega umocnienie? Ogromna nawałnica przyszła podczas czuwania nocnego z papieżem tak że Benedykt nie mógł mówić przez 20 minut.. zresztą i tak by go nikt nie słyszał.. ja skuliłem się najmocniej jak potrafiłem chroniąc plecak pod parasolem.. czułem spokój! Czytałem ewangelię… „Proście a będzie wam dane” Prosiliśmy o chmury – po upalnym dniu przyszła burza której się nikt nie spodziewał… Podczas burzy prosiłem by to się skończyło.. jeśli taka Jego wola.. trochę to potrwało ale noc spędziliśmy bez kropli deszczu. Te chwile były dla mnie niesamowitym przeżyciem.. obok wielu ludzi tańczyło śpiewało.. wołało imię papieża.. nie bali się.. bo w tej burzy mieliśmy pewność że Jezus jest z nami.. Papież umacniał nas swoimi słowami że Bóg zsyła na nas deszcz błogosławieństw!
Przez cały dzień czekając na czuwanie modliłem się różaniec.. to był wspaniały kolejny dzień – liczyła się tylko modlitwa, to miejsce i Bóg. Wzruszający był sms od rodziców podczas nawałnicy „To jest deszcz nowego życia. Trzymajcie się jesteśmy z wami”…
Czy to była dla mnie woda żywa? Jezus.. On mnie umacnia.
Gdy burza się skończyła.. papież dokończył przemówienie i… chyba nadszedł najważniejszy moment dla mnie w całym tym tygodniu… Wystawienie Najświętszego sakramentu.. Nie było momentu podczas całego pobytu bym nie słyszał jakiegoś gwaru rozmów.. nawet podczas przemówień Papieża.. ale gdy Hostia pokazała się na ekranach.. większość ludzi uklękło i kilka minut była cisza.. Dotykająca i przenikająca.. Bóg dał łaskę… Pomyślałem że nie ma stworzenia które przed Nim nie ugięłoby kolan… Nie w burzy ale w ciszy lekkiego powiewu przyszedł Pan. Adonai. Emmanuel.
Po porannej Mszy na zakończenie.. oddałem mój różaniec który chciałem dać Carmen i Miguel’owi starszej kobiecie która dużo się do mnie uśmiechała, była z Wenezueli – nie potrzeba było słów.. Bóg był w niej obecny, promieniowała Nim. Mój różaniec.. poleciał do Ameryki Płd.. Nie minęła godzina dostałem 5 dziesiątek różańca! I krzyżyk! Od innych młodych.. – Kto daje ten otrzymuje!
Dziś na Mszy z Papieżem szczególnie przeżyłem moment ofiarowania… bardzo długo trwało.. więc zacząłem powierzać wszystkie sprawy, wszystkich ludzi których noszę w swoim sercu Jezusowi – na tym szczególnym ołtarzu gdzie następca świętego Piotra składa tę ofiarę Bogu.
Tym bardziej umacniam się w wierze że Bóg będzie mnie prowadził do ostatniego dnia mojego życia – bo On też pragnie spotkania ze mną! Ufam Mu!
- jutro czas na powrót do Malagi… do domu.. Wiele się tutaj wydarzyło.. jestem wdzięczny Bogu za ten czas.. którego nie można było zaplanować… W jednym z czytań podczas tego tygodnia na jutrzni było słowo iż nie będziemy płacić a będziemy jeść i otrzymywać.. to się tu rzeczywiście działo.. sam wyjazd był dla mnie podarowany.. więc tym bardziej gdzieś widzę te działanie Boga – iż chciał mi to dać.. te dni.. To On planował czas, spotkania, rozmowy.. wylewał łaskę i nigdy nie przestanie tego robić… On JEST.
Jest Drogą, Prawdą i Życiem! Moją Drogą, moją Prawdą, moim Życiem!

Na koniec słowa Papieża skierowane po Mszy do Polaków, bardzo nas uderzyły i wzbudziły odpowiedzialność:
Drodzy młodzi Polacy, silni wiarą, zakorzenieni w Chrystusie! Niech owocują w was otrzymane w tych dniach od Boga talenty. Bądźcie Jego świadkami. Nieście innym orędzie Ewangelii. Waszą modlitwą i przykładem życia pomagajcie Europie odnaleźć jej chrześcijańskie korzenie.



Polecam również:
Benedykt XVI: sobotnie przemówienie na Cuatro Vientos - tekst
Uciszenie burzy na lotnisku
Przemówienie na Youtube po burzy na lotnisku
Katechizm YouCat, który otrzymaliśmy od Papieża, w prosty sposób odpowiada na pytania odnośnie wiary.
Przejazd pomiędzy sektorami, Madryt ŚDM - Benedykt XVI

NASZE zdjęcia z pobytu w Hiszpanii

...wszystko co chciałbym powiedzieć mieści się w tym że Jezus jest moim Panem i moim Królem.. tam mogliśmy to wyśpiewać... tak jak potrafimy - z serca:
Chrystus Królem, Chrystus Panem


Janusz Harazin

Nigdy nie umiałam zaczynać żadnych form wymowy... więc zacznę... byle jak... pora napisać coś sensownego co wiąże się z moim życiem a konkretnie świadectwo... świadectwo które nie będzie jakoś pięknie napisane ani stylistycznie ani jakoś inaczej to będą moje myśli.. i to co czuję. Rekolekcje były dokładnie miesiąc temu, od razu po rekolekcja nie zbyt wiedziałam co napisać bo było fajnie.. ale co z tego? Liczy się co zostanie w nas właśnie po miesiącu po roku.. bo cóż z tego że jak przyjechałam do domu to chodziłam później dziennie do kościoła przez miesiąc.. jeśli w najważniejszych sytuacjach nie umiałam świadczyć o Bogu. Ale nie tak miałam zacząć, może i trochę przy nudzę, i się rozpisze ale chce to napisać.
Moje życie zawsze było dobre... od małego chodziłam do kościoła, czasem nawet dwa razy dziennie i w ogóle cud miód, lecz nigdy nie rozumiałam po co tam chodzę, chodziłam bo coś mnie przyciągało, wtedy jeszcze nie wiedziałam że to miłość Boska. No ale tak sobie mijały lata w końcu poszłam do gimnazjum, no i odwiedziła nas oaza.. myślę sobie no fajnie, fajnie podoba mi się.. pójdę... poszłam ale po paru razach mi się znudziło... no i nie chodziłam na rekolekcje pojechałam.. no i dobrze bo gdybym wtedy nie pojechała na pierwsze rekolekcje do Jaworzynki nie wiem czy teraz bym to pisała (wątpliwe) później już chodziłam na oazę tak jak powinnam od początku.. i kolejny rok... kolejne rekolekcje.. Pszczyna.. no tak po rekolekcjach miesiąc było fajnie a później wracało wszystko.. brak czasu dla Boga, brak modlitwy i wszystko.. było po staremu ... ale nie, tak być nie może myślę sobie no i przyszedł czas tych rekolekcji w Istebnej II. Przyjechałam.. już na samym początku pozytywne wibracje wpłynęły gdy moja animatorka zapytała czy osobnik o imieniu Janusz jest moim bratem, a ja że poniekąd :) każdy wie o co chodzi :)) no ale... później już nie było tak ciekawie.. byłam chora.. totalny brak skupienia.. tylko skupiałam się na tym żeby nie przeszkadzać innym, bo wiem że mnie by to przeszkadzało jak by ktoś ciągle.. i nieustannie kaszlał, ale ludzie byli wyrozumiali i tylko pytali czy nie wyjść z mną... no ale jakoś dawałam rade.. (żyje). To miał być przełomowy dzień w moim życiu przyjęcie Pana jako Zbawiciela, no ale nic... znów zero skupienia... żadnych jakiś "ekstremalnych".. doznań, które u innych były widoczne.. rekolekcje mijały... nic nie szło tak jak powinno być... ale którejś nocy, nie spałam.. całą noc.. modliłam się różaniec.. jakieś 5 razy różaniec. Rano kolejny upalny dzień (30 stopni jak nie więcej) wszyscy już mieli dość tego słońca.. no i siedzimy a tu.. z nikąd.. deszcz! Pada deszcz... cud :) tego dnia... jeszcze wiele innych rzeczy zrozumiałam.. odkryłam prawdziwy sens Mszy Świętej, nie ważne czy nam się podoba kazanie, czy jest gitara, czy nie umiejący śpiewać organista, nie o to chodzi.. chodzi o to jak my wewnętrznie przeżywamy te Mszę :). Drugim niesamowitym odkryciem było że te rekolekcje wcale nie były jakieś nie przeżyte dobrze.. tylko dopiero teraz widzę cały ten sens.. te masakryczne sprzątanie, ciągłe narzekania Księdza (któremu teraz mogła bym za to podziękować) bo tam było tak jak jest w domu, tak jak w naszej rzeczywistości, a nie że przyjeżdżamy do domu i wielkie bum, spadamy na ziemie... My ciągle byliśmy na ziemi, tak jak w domu ktoś krzyczał, trzeba było wiele rzeczy robić, ale gdy wróciłam do domu nie potrzebowałam super klimatu aby się modlić, gitary aby Msza była udana. Zostałam przygotowana to tego że gdy w domu będzie ciężko, to mogę to oddać Panu, który jest moim Panem i Zbawicielem, i nie liczy się czy to jest kartkówka, czy to że ktoś ma straszny problem.. wszystko po prostu wszystko.. ale nie można zapomnieć o tym że Bóg jest z nami gdy dobrze a my wtedy zapominamy no bo gdy dobrze to po co nam Bóg, ale gdy cierpimy to Boże dlaczego? Nie, nie On jest zawsze!!!! I to jest piękne. Te rekolekcje były dla mnie ciężkie, ale z jakim skutkiem ... :) wiem, że już dużo napisałam .. ale możecie skończyć czytać np. tutaj albo w ogóle nie czytać.. nasuwa mi się jeszcze jedna myśl.. czas rekolekcji zawsze uczy mnie myśleć, myśleć o tym co jest, było i będzie. Zawsze chcę aby było lepiej, dążę do tego, nauczyłam się doceniać to co jest, nie wymagać więcej, cieszyć się tym co jest.. i dziękować Bogu za każdy uśmiech drugiego człowieka za wszystko, akceptować ludzi takich jacy są , nie zmieniać na siłę, być sobą.. podstawa.. nie udawać. Ciężko jest przed grupą która nie ma styczności z kościołem, albo chodzi tam aby pogadać, powiedzieć że się było na rekolekcjach, że się wierzy i chodzi z miłości do kościoła.. przynajmniej mi zawsze było ciężko. Ale Bóg nie zapyta nas kiedyś czy modliliśmy się odklepane Ojcze Nasz. Ale czy potrafiliśmy mówić o Nim i głosić jego imię, przynajmniej mi się tak wydaje. Bóg nas zna, ma dla nas plan, ale nic na siłę, musimy Mu pozwolić wypełnić ten plan.. każdego dnia, zastanawiam się Boże co mi na dziś przygotowałeś.. i chwila zawahania, ale później myślę..
Obojętnie co przecież Ty i tak wiesz co dla mnie jest najlepsze. Kończąc powiem, jeśli jest czas dla Boga wszystko inne się samo poukłada.:) Dziękuje że mogłam to napisać, dziękuję ze mogę świadczyć. Idźcie i głoście Bóg jest pośród Was. Janusz dziękuję....:)

PS. Fragment który mnie urzekł : "W tej najważniejszej dla człowieka chwili nie padnie pytanie, jak żyłem, ale jak KOCHAŁEM! .
Ostatecznym rozstrzygnięciem tych poszukiwań będzie siła naszej miłości. Bez znaczenia okaże się to, co zrobiliśmy , w co wierzyliśmy , co osiągnęliśmy.
Z tych rzeczy nikt nas nie będzie rozliczał, ale odpowiemy za to, jak kochaliśmy najbliższych. W niepamięć pójdą nasze błędy. Nie zostaniemy osądzeni za nasze zło, lecz za dobro, którego nie uczyniliśmy. Albowiem trzymać miłość zamkniętą w sobie, to postępować wbrew woli Boga; to dowód, że nigdy Go nie poznaliśmy, że kochał nas na próżno."


Dobrze, że Jesteście! i za to Chwała Panu!


Ania.

Cała historia miała miejsce pierwszego listopada 1998r. Chodziłem wtedy do ósmej klasy szkoły podstawowej. Jak co roku pojechałem z rodziną do Brenna na Mszę za zmarłych. Rodzice, siostra i ja stanęliśmy przy grobie rodziców mojej mamy. Pomodliliśmy się, po czym rozpoczęła się Msza. W jej trakcie poczułem, że robi mi się słabo. Miałem wrażenie, że cała moja energia spływa do ziemi. Czułem się zaniepokojony, ale miałem nadzieje, że zaraz mi przejdzie. Niestety czułem się coraz gorzej. Głowa wydawała się tak ciężka, że miałem problemy z utrzymaniem równowagi. Czułem na twarzy mrowienie i chłód. Oczy się zamykały i słyszałem delikatne syczenie w uszach, które zaraz zagłuszyło wszystko. Widziałem przed oczami niebieski plamki, które zasłoniły obraz. Wtedy zwróciłem się do siostry o pomoc. Ta widząc moją trupiobladą twarz i sine usta zaalarmowała całą rodzinę. Odprowadzili mnie na tył cmentarza, gdzie znajdują się zarośnięte opuszczone groby. Wujkowie nie reagowali, bo wiedzieli, że zdarzały mi się podobne historie i że moi rodzice sobie poradzą. Jak się później okazało, to, co mi się stało było o wiele bardziej poważne niż kilkuminutowe utraty przytomności. Wokół było mokro, więc moi rodzice postanowili nie kłaść mnie na ziemi. Niestety był to błąd.
Czułem, że tracę przytomność, a jednak nie straciłem jej do końca. W pewnym momencie przestałem cokolwiek widzieć, słyszeć i czuć. Nie było mi ani ciepło ani zimno, nie czułem żadnego dotyku, choć zdawałem sobie sprawę, że ojciec mnie trzyma. Nagle poczułem coś dziwnego, jakbym oddzielał się od ciała. Nie było to przyjemne uczucie. Za chwilę uniosłem się bezwiednie na około 2 metry w górę. Na nowo wszystko słyszałem. Mogę nawet powiedzieć, że znacznie wyraźniej niż do tej pory. Czułem wokół siebie lekki chłód, mogłem dokładnie określić kierunek wiatru, choć od rana powietrze wydawało się nie poruszać. Wrócił mi wzrok. Widziałem bardzo wyraźnie i wszystkie kolory były nasycone. Najdziwniejsze w moim widzeniu było to, że widziałem sferycznie. Widziałem jednocześnie ze wszystkich stron. Widziałem swoje ciało i rodzinę wokół niego. Mówię „ciało”, bo wydało mi się ono jakieś obce i krępujące. Czułem się jak bym patrzył na kajdany, które nosiłem przez kilkanaście lat. Teraz moje możliwości niesamowicie wzrosły. Wszystkie zmysły wyostrzyły się, czułem przechodzącą przeze mnie energię, a co najfajniejsze, że mogę latać. Teraz już nie miałem ciała, ale mój umysł tak bardzo się do niego przyzwyczaił, że domyślnie ciągle uważałem, że moim kształtem, jest kształt ciała i tak doszło do tego, że byłem „myśloksztaltem” swojego ciała. Kiedy spojrzałem niby na swoje ręce, to na początku widziałem, że mam ręce, bo mój umysł się przyzwyczaił, że jak tam spojrzę to zobaczę swoje ręce. Ale ponieważ nie byłem odpowiednio skoncentrowany, a rąk nie było, więc widziałem jak moje ręce rozpływają się. Było to bardzo zabawne. Poruszanie się nie polegało na tym, że się gdzieś szło, tylko wystarczyło pomyśleć, że się chce gdzieś przemieścić i tak się działo. Dużą trudność sprawiało widzenie sferyczne, gdyż można było widzieć wszystko ze wszystkich stron naraz albo wybrać kierunek, w którym chce się patrzeć. Jak się spojrzało do tyłu bez odwracania się, a potem poruszyło się w lewo lub w prawo, to widziało się ruch w przeciwnym kierunku. Kiedy się poruszyło w przód, to widziało się jak przedmioty się oddalają.
Ciekawym nowym zmysłem było czytanie myśli. Zanim tego nie doświadczyłem, miałem o tym zupełnie inne mniemanie. Nie polega to na tym, że słyszy się myśli jako strumień słów, tak jakby ktoś do siebie mówił, ale jako obrazy stanu emocjonalnego. Ciężko to przełożyć na słowa, ale patrząc na kogoś wpadałem w stan emocjonalny tej osoby i sam czułem, co ta osoba czuje i przez to potrafiłem zrozumieć tą osobę. Gdyby słuchało się, co ta osoba do siebie mówi to otrzymałoby się informacje bardzo powoli. Komunikując się w ten sposób otrzymywało się ogrom informacji w ciągu sekund. Wisząc tak nad moją rodziną pomyślałem sobie, że zobaczę jak wygląda Wschowa i okolice z lotu ptaka. Byłem całkiem świadomy i cieszyłem się, że mogę latać i myślałem sobie: „ Nareszcie latasz, teraz póki możesz to wykorzystać przypomnij sobie gdzie chcesz polecieć”. Czułem się bardzo szczęśliwy i na dobrą sprawę nie chciałem wracać do ciała. Było by to jak powrót do szkoły po wspaniałych wakacjach.
Po chwilach zupełnej beztroski pouczyłem, że jest nade mną jakaś nieskończona siła. Nie bałem się jej, byłem szczęśliwy z jej istnienia, gdyż w jej cieniu czułem się bezpiecznie. Unosiłem się jakiś czas przez tunel, na którego końcu widziałem światło, aż znalazłem się w ciemnej przestrzeni. Widziałem zmarłych z mojej rodziny. Machali do mnie i cieszyli się, ja także im machałem i zastanawiałem się, jakie pytania im zadać. Miałem wrażenie, że miejsce, do którego podążam jest miejscem końca mojej wędrówki, ale i miejscem, z którego wszystko się zaczęło. Gdybym był tam pierwszy raz czułbym się jakoś dziwnie. Miałbym poczucie czegoś nowego. Zamiast tego powiedziałem coś mniej więcej takiego: „wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”. Czułem się zrelaksowany.
Podeszły do mnie dwie osoby. Wyglądały dość poważnie. Zapytałem się je, dlaczego wyglądają jak ludzie przecież tutaj ręce i nogi nie są do niczego potrzebne. Odpowiedzieli, nie ruszając ustami, że to dlatego, że jestem tutaj nowy i jeszcze przyzwyczajony do takich postaci. W sumie mieli racje, nie wiem jak bym się dogadał z obłoczkami. Powiedzieli, że powinienem żyć, że jeszcze nie czas na to, żebym tu się dostał. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że ja nie żyje, ale zmartwienie z tym związane nie trwało długo, był to paradoks, bo niby nie żyje, ale nigdy dotąd nie czułem się tak żywy. Powiedziałem, że tu mi się podoba i nie mam zamiaru wracać. Zaczęli zalewać mnie argumentami, przecież jestem jeszcze młody, mama może ciężko przeżyć moją śmierć, szkoły nie skończyłem, kolegów opuszczam. Odpowiadałem, że mam w nosie te wszystkie sprawy, że to nic, że w życiu jeszcze nic nie osiągnąłem. Najważniejsze jest to, że w końcu tu jestem, nic poza tym się nie liczy. Powiedzieli, że bardzo im przykro, że poznałem szczęście za szybko, że teraz będę musiał żyć z tęsknotą do tego miejsca, ale nie mogę tutaj zostać i koniec.

Zdałem sobie sprawę, że nie mam nic do gadania, poczułem się bardzo nieprzyjemnie, poczułem że jest zimno, mokro i wogule szkoda gadać. Patrzę, a tu cmentarz, wokół mnóstwo ludzi. Wszyscy było mocno poruszeni tym, że daje znaki życia. Rodzice ze łzami w oczach. Wymamrotałem, że chcę wstać, ale wszyscy byli innego zdania. Okazało się, że cała moja wizja z punktu widzenia czasu ziemskiego trwała około 3 minuty, jednak z mojego punktu widzenia mogło to trwać od godziny do tygodnia bo straciłem poczucie czasu. Zaraz odwieźli mnie do szpitala, co mnie bardzo rozbawiło, bo ja przecież odżyłem i szpital na nic nie jest mi już potrzebny.
Poleżałem sobie trzy dni w szpitalu na obserwacji. Po wyjściu zrobiono mi szereg badań takich jak EEG i tomografia komputerowa głowy. Na szczęście nie wykazano negatywnych skutków niedotlenienia mózgu. Do dnia dzisiejszego lekarze nie są w stanie stwierdzić, co to było. A ja wiem najlepiej i często wspominam to miejsce, i nie mogę się doczekać aż tam wrócę.

Rafał


Kompozytorka hymnów, Fanny Crosby, dała nam ponad 6000 pieśni gospel. Chociaż jako sześciotygodniowe niemowlę na skutek choroby straciła wzrok, nigdy nie stała się zgorzkniała .

Pewnego razu kaznodzieja współczująco zauważył:

- Myślę, że to wielka szkoda, że Mistrz nie dał Ci wzroku, gdy obsypał Cię tyloma innymi darami.

Wtedy ona odpowiedziała szybko: - Czy wiesz, że gdybym przy urodzeniu mogła poprosić o jedno życzenie, to brzmiałoby ono: chciałabym urodzić się niewidoma!

- Dlaczego? - spytał zaskoczony duchowny.

- Ponieważ kiedy pójdę do nieba, pierwszą twarzą, jaka uraduje moje oczy, będzie twarz mojego Zbawiciela!

Jeden z hymnów panny Crosby był tak osobisty, że przez lata zachowywała go dla siebie.

Kenneth Osbeck, autor kilku książek na temat hymnów, tak opowiada o ujawnieniu go publiczności: - Pewnego dnia podczas konferencji biblijnej w Northfield w stanie Massachusetts Moody poprosił pannę Crosby o danie osobistego świadectwa. W pierwszej chwili zawahała się, następnie spokojnie wstała i powiedziała:

- Jest jeden hymn, który napisałam i który nigdy nie został ujawniony. Nazywam go poematem mojej duszy . Czasami, kiedy jestem zmartwiona, powtarzam go sobie, gdyż przynosi pociechę mojemu sercu.

Kiedy go wyrecytowała, wiele osób płakało: "Pewnego dnia srebrny sznur zostanie przerwany i nie będę więcej śpiewać tak jak dzisiaj; lecz jakże będę się cieszyć, gdy zbudzę się w pałacu Króla! Stanę przed Nim twarzą w twarz i powiem Mu – uratowana przez łaskę!"

W wieku dziewięćdziesięciu pięciu lat Fanny Crosby przeszła do chwały i zobaczyła twarz Jezusa.

To jest pewna nadzieja każdego dziecka Boga!

Darowizny na cele kultu religijnego

nr konta:

81 8447 0005 0000 0534 2000 0001
Bank Spółdzielczy w Pawłowicach

Bóg zapłać za wszelką pomoc materialną!

Adres

Parafia Rzymskokatolicka
pw. św. Jana Chrzciciela

ul. Biskupa Pawłowskiego 7
43-250 Pawłowice
tel. (32) 472-19-11

Delegat Arch. Katowickiej ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży

Ks. Łukasz Płaszewski
Kuria Metropolitalna
ul. Jordana 39 (wejście od ul. Wita Stwosza 16, poziom -1)
40-043 Katowice
kom.: +48 519 318 959
e-mail: delegat.dm@katowicka.pl

Licznik odwiedzin

Dzisiaj 16

Wczoraj 146

W tym tygodniu 485

W tym miesiącu 3333

Od 8 października 2012 710703

Currently are 12 guests and no members online

Kubik-Rubik Joomla! Extensions