slajd22

Msze święte

Niedziele i święta: 700 900 1100 1600
Soboty (Msza z Niedzieli): 1700
Dni powszednie: 700 1700

W wakacje rano tylko o 700  z wyjątkiem I czwartków, piątków i sobót miesiąca oraz ważniejszych świąt i uroczystości.

630 Przed poranną Mszą św. - Codzienny różaniec
630 Niedziela - Godziniki ku czci Niepokalanego Poczęcia NMP
1520 Nieszpory Niedzielne

Msza św. dla dzieci w niedziele: 1100

Msza św. szkolna dla dzieci w czwartki: 1700

Msza św. dla młodziezy: w I piątki: godz: 1830 /Z wyjątkiem wakacji i ferii/

Kancelaria parafialna jest czynna:

Poniedziałki  od 800 do 900 od 1700 do 1800

Środy    od 1700 do 1800

Piątki   od 800 do 900

w maju i październiku kancelaria czynna w godzinach popołudniowych od 1600 do 1700 ze względu na nabożeństwa majowe i różańcowe

 

Spowiedź święta

Codziennie 30 min. przed każdą Mszą św
w I piątek miesiąca o godz: 16:00

Adoracja Najświętszego Sakramentu:

Piątek: 1630 - 1700 z Koronką do Miłosierdzia Bożego
Sobota: 1630 - 1700
w I czwartki miesiąca: 600 - 700 i 1830 - 1915
w I piątki miesiąca: 1600 - 1700

Katechezy Biblijne z ks. Tomaszem Kuszem raz w miesiącu w ogłoszonym terminie o  1830, po katechezie Krąg Biblijny lub Modlitwa Uwielbienia w kościele o godz.: 19:30

Andrzej miał tylko jedno wielkie marzenie: rower. Wspaniale wyposażony żółty rower, który widział na pewnej wystawie w mieście. Zupełnie nie mógł o nim zapomnieć. Widział go we wszystkich swoich snach, w mleku, które wypijał, na zdjęciu Kopernika, które znajdowało się w jego szkolnym podręczniku.

Ale mama Andrzeja miała jeszcze tak wiele wydatków, a rachunki do zapłacenia rosły z każdym dniem. Nie mogła sobie pozwolić na to, aby kupić swemu dziecku drogi rower, którego tak bardzo pragnął.

Również Andrzej zdawał sobie sprawę z problemów mamy i dlatego prosił o ten prezent samego Boga na Boże Narodzenie. Każdego dnia dołączał do swojej modlitwy jedno zdanie: "Nie zapomnij na Boże Narodzenie o żółtym rowerku dla mnie. Amen". Mama każdego dnia wsłuchiwała się w modlitwę Andrzeja i wznosiła ze smutku ramiona. Bała się, że Boże Narodzenie będzie dla niego w tym roku bardzo smutne. Wiedziała, że nie otrzyma rowerku i będzie mu z tego powodu bardzo przykro.

Nadszedł dzień Bożego Narodzenia i, jak to było do przewidzenia, Andrzej nie otrzymał żadnego roweru.

Wieczorem, uklęknął przy swoim łóżeczku, by jak zawsze pomodlić się. "Andrzejku - przemówiła do niego słodko mama - wiem, że jesteś smutny, bo nie dostałeś dzisiaj roweru. Myślę jednak, że nie będziesz się gniewał na Pana Boga za to, że nie odpowiedział na twoje modlitwy".

Andrzej spojrzał na mamę.

"Oczywiście, że nie, mamo. Przecież odpowiedział na moje modlitwy. Powiedział mi: Nie".


Krzyż... niech będzie uwieńczony ciszą...
..zasłona przybytku się rozerwała...
odsłoniła się...
Była wszędzie i jest wszędzie...
pośród zielonych pastwisk,
pośród mórz wielu,
pośród ludzi...
pośród dwóch świec, które przecież zgasną...
ale Ona nadal będzie...
Miłość

Potrzebuję Cię...
jestem cierniem przemijającym...
jestem Twoją koroną...
dlaczego jestem?
"...Przyjacielu, po coś przyszedł?"
przyszedłem Cię zdradzić...
przyszedłem sprawić Ci cierpienie...
przyszedłem bo to dla mnie korzyść...
przyszedłem i nie myślę o Tobie...
w głębi... jestem zagubiony...
a raczej zgubiony.

Rozpięty na ramionach...
kto? Mój Przyjaciel?
To nie możliwe...
ale przez kogo?
To nie możliwe...
przecież...

Wszystko u ludzi mówi o miłości, woła o miłość, wyśpiewuje miłość, opłakuje miłość. W imię miłości pracują, trudzą się całe życie, ściskają się lub się biją, dają życie lub zabijają. Czy dzieje ludzkie nie są wzruszającym poszukiwaniem miłości, usianym przedziwnymi osiągnięciami i straszliwymi klęskami?

To prawda, że najgłębszym pragnieniem serca ludzkiego jest kochać i być kochanym, gdyż racją istnienia człowieka jest w pełnym sensie tego słowa MIŁOŚĆ: uczyniony jest przez miłość i dla miłości.

Jest jednak niezliczona ilość nieporozumień na temat miłości. To magiczne słowo, tak często używane z sensem i bez sensu, oznacza postawę życiową tak różnorodną jak białe i czarne, jak życie i śmierć. Starać się rozwiać nieporozumienia, określić miłość w sensie absolutnym, to wykazać jej wymagania, to pomóc ludziom wejść na prawdziwą drogę miłości..., nawet jeżeli miłość jest na końcu drogi ideałem, który prowadzi, ale którego nigdy nie osiągnie się na ziemi w sposób doskonały.

Głód jest straszny, zabija corocznie miliony istot. Brak miłości jest jeszcze bardziej zabójczy, bo zabija człowieka i ludzkość.
Bardzo często człowiek nie umie kochać; myśli, że kocha, a kocha tylko siebie.

Na dalekiej drodze wiodącej do miłości wielu zatrzymuje się urzeczonych mirażem miłości:
Jeśli wzruszasz się aż do łez na widok cierpienia,
Jeśli czujesz, że przy tej lub tamtej osobie serce bije ci bardzo mocno,
To nie miłość, to uczuciowość.
Jeśliś się dał „złapać” jej łagodną siłą lub wdziękiem,
Jeżeli jesteś oczarowany i poddajesz się, to nie miłość to zrezygnowanie.
Jeżeli jesteś poruszony jej pięknością i patrzysz na nią, żeby się nacieszyć,
Jeżeli uważasz, że ma wybitną inteligencję, i szukasz przyjemności w rozmowie z nią, to nie miłość, to podziw.
Jeżeli za wszelką cenę chcesz uzyskać spojrzenie, pieszczotę, pocałunek,
Jeśliś gotów na wszystko, żeby tylko wziąć ją w ramiona i posiąść jej ciało, to nie miłość, to gwałtowne pragnienie zrodzone ze zmysłowości.

Kochać to nie znaczy wzruszać się kimś,
mieć serdeczne uczucia dla kogoś,
poddawać mu się,
podziwiać,
pożądać,
pragnąć kogoś,
chcieć posiąść kogoś.

Kochać to przede wszystkim oddać się drugiemu, innym. Kochać to nie znaczy „czuć”. Jeżeli czekasz z kochaniem, aż cię popchnie uczuciowość, niewielu ludzi pokochasz na ziemi…, a już na pewno nie swoich nieprzyjaciół. Kochać to nie odruch instynktu, to świadoma decyzja woli, żeby pójść ku innym i oddać się im.

Za często bawisz się w Tomcia Palucha; zawsze odnajdujesz swoją drogę, drogę do siebie samego. Zatrać siebie, zapomnij o sobie, a będziesz kochał prawdziwej.

Gdy jesteś głodny, wychodzisz, żeby kupić chleba.
Otwierasz drzwi, żeby popatrzeć na zachód słońca.
Biegniesz na spotkanie przyjaciela, którego zobaczyłeś przez okno.
Pragnienie więc, podziw, miłość uczuciowa mogą pomóc ci wyzuć się z siebie i pchnąć cię na drogę oddania się, ale miłością jeszcze nie są.
Pan daje ci je jako środki – zwłaszcza w związku mężczyzny i kobiety – żeby pomóc ci zapomnieć o sobie i doprowadzić cię do miłości.

Miłość jest drogą w sensie jednym, ona wychodzi zawsze od ciebie i prowadzi ku drugim. Za każdym razem, kiedy dla siebie bierzesz jakiś przedmiot albo kogoś z ludzi, przestajesz kochać, bo przestajesz dawać.
Idziesz w przeciwnym kierunku.

Wszystko cokolwiek spotkasz na swej drodze, ma cię nauczyć bardziej kochać:
pożywienie potrzebne dla rozwoju życia, które masz dawać chwila za chwilą;
Motorower żebyś szybciej dojechał do celu oddania się;
Płyta, film, książka, żeby się ubogacić, rozerwać, bardziej się usposobić do dawania się;
Studia, żebyś zdobył wiedze i przygotował się do lepszego służenia innym praca, żebyś miał swój udział w budowaniu świata i dawał chleb rodzinie;
Przyjaciel, żebyście się wzajemnie sobie udzielali i ubogaceni sobą udzielali się innym;
Małżonek, małżonka, żeby wspólnie dawać życie; dziecko, żeby je dać na świat, a następnie dać innemu…

Idź w drogę. Przyjmuj to, co dobre, ale po to, żeby wszystko dać.
Jeżeli zatrzymujesz przy sobie, dla siebie, jakąkolwiek rzecz albo osobę, nie mów, że lubisz ten przedmiot lub tę osobę, bo w chwili gdy je chwytasz, by zatrzymać i zachować dla siebie – choćby na chwilę – miłość zamiera ci w rękach.

Zrywasz kwiaty, żeby zrobić bukiet. Robisz bukiet, żeby go dać ukochanej…, bo kwiat jest po to, żeby dawać radość i owoc, nie żeby wiądł ci w rękach. Jeżeli zrywając go nie masz odwagi go ofiarować, idź dalej swoją drogą.
Tak samo jest w życiu: jeżeli czujesz, że nie potrafisz przejść przed jakimś przedmiotem lub jakąś twarzą bez zabierania ich tylko dla siebie, idź dalej. Żeby kochać, trzeba umieć wyrzekać się siebie.

Często badaj prawdziwość i czystość twej miłości. Nie stawiaj sobie po prostu pytania: „Czy kocham?” Mów sobie: „Czy wyrzekam się siebie? Czy zapominam o sobie? Czy oddaję się drugim?”
Nie stwarzaj sobie złudzenia miłości dając rzeczy, pieniądze, uścisk ręki, pocałunek, nawet trochę swego czasu, swojej aktywności…, a nie dając samego siebie.

Kochać to nie dawać coś, to przede wszystkim dawać kogoś. Będziesz kochał, jeżeli siebie dasz, albo jeżeli całkowicie ukryjesz się w swych darach nawet najbardziej materialnych.

Po co gwiżdżesz na psa? Jeżeli jest uwiązany, nie może przyjść do ciebie.
Dlaczego mówisz: „Daję się”. Skoro zatrzymują cię przedmioty, osoby albo ty sam siebie zatrzymujesz?
Jeżeli „chodzi ci” o wieczne pióro, narzędzia, książki, o twoje „rzeczy” albo o dzieła, czynności, albo o komfort, wygody, albo o utrzymywane stosunki, o przyjaciół, dla nich samych, nie będziesz mógł dać ani ich, ani siebie.

Jeżeli jesteś „przywiązany”, musisz się „odwiązać”, żeby móc kochać.

Być „odwiązanym” to nie to samo co być obojętnym; to – przeciwnie – szanować, podziwiać, lubić, kochać do tego stopnia, że się nie chce spędzić choćby chwilki bez dawania swych bogactw innym do wykorzystania.
Prawdziwa miłość daje wolność, bo uwalnia od rzeczy i od samych siebie.

Ten będzie kochał najbardziej, kto się najwięcej odda innym.
Jeżeli chcesz kochać do samego końca, musisz być gotów oddać swoje życie, to znaczy umierać sobie za innych, za innego.
Łudzisz się, jeżeli myślisz, że łatwo jest kochać.
Każda miłość, jeżeli jest autentyczna, któregoś dnia da ci krzyż, od czasu bowiem grzechu ciężko jest zapominać o sobie i umierać sobie.
Od czasu grzechu kochać to być zdolnym dać się ukrzyżować za drugich.
Jeżeli chcesz otrzymywać, niczego nie uzyskasz.
Trzeba dawać.
Jeżeli dajesz mówiąc: „A za to otrzymam…”, nie dostaniesz niczego. Trzeba dawać bezinteresownie.
Jeżeli szczerze dajesz, nie oczekując w zamian niczego, otrzymasz wszystko.

Najtrudniejszą rzeczą w miłości jest ryzyko wyrzeczenia się siebie, krok w śmierć…, aby zdobyć życie. Dlatego to często cofasz się przed autentyczną miłością. Cofasz się, bo oszukuje cię i zwodzi natychmiastowo opłacalne oddanie się miłości fałszywej. Boisz się, że nic w zamian nie otrzymasz, bierzesz zaliczkę.
Jeżeli kochasz, oddajesz się. Jeżeli oddajesz się innym, stajesz się bogaty innymi. W ten sposób miłość sprawia, że ten, kto kocha, wzrasta w nieskończoność, bo kto zgadza się na oderwanie się od siebie, odkrywa innych i łączy się z całą ludzkością.

Miłość fałszywa: egoizm, zwrot na siebie, zawsze pociąga za sobą rozczarowanie, zatracenie osobowości, gdyż jest zastojem ekspansji, starzeniem się, śmiercią.
Prawdziwa miłość zawsze daje radość, gdyż jest rozkwitem osobowości, dokonaniem się, darem życia.

Tym, który najbardziej umiłował, jest Chrystus;
nie dlatego, że dał dowód najbardziej czułej miłości dla ludzi,
ale że dał najwięcej,
Najbardziej świadomie;
Najbardziej dobrowolnie;
Najbardziej bezinteresownie.
Jeżeli przestajesz dawać, przestajesz kochać.

Jeżeli przestajesz kochać, przestajesz wzrastać.


Jeżeli przestajesz wzrastać, przestajesz się kształtować, przestajesz rozwijać się w Bogu, bo kochać to wejść na drogę wiodocą do Boga i spotkać Go.



M.Quoist Modlitwa i Czyn

Pewnego razu na wysypisku gruzu spotkały się: kawałek krawężnika, płyta chodnikowa i kamień z bruku. Wszystkie trzy były wyszczerbione i połamane i wszystkie czuły, że bardzo źle je traktowano. Miały na bokach szczerby tak wielkie, jakby je zrobił słoń.
- Ludzie są tacy niewdzięczni - mruknął kawałek krawężnika. - Spędziłem swój pracowity żywot na skraju chodnika, pozwalając im przechodzić po mnie. Nigdy nikomu nie podstawiłem nogi. I jakie dostałem podziękowanie? Żadnego. Nadeszła grupa ludzi z kilofami i potłukła chodnik na kawałki.
Żywot płyty chodnikowej też nie był szczęśliwy.
- Spędziłam długie, pracowite lata pośrodku peronu na dworcu kolejowym, stale mając na głowie bagaże i ludzi - skarżyła się. - Zawsze znosiłam to spokojnie, ale też nie dostałam żadnego podziękowania. Któregoś dnia nadeszła grupa ludzi z dźwigami i zamieniła dworzec kolejowy w piętrowy parking dla aut.
Kamień brukowy także czul, że jego doświadczenia z ludźmi były jak najgorsze.
- Spędziłem pięćdziesiąt lat w nawierzchni mostu -zaszlochał. - Nie macie pojęcia, co ja musiałem znosić... Ludzie w samochodach i ciężarówkach jeździli po mnie przez cały czas, w dzień i w nocy. Często miałem ochotę ponarzekać, ale zamiast tego trwałem tam bez sprzeciwu. Czy chociaż jedna ludzka istota kiedykolwiek podziękowała mi za mój trud? Ha! Niedoczekanie! Poświęciłem pięćdziesiąt lat, służąc im, i co się stało? Jacyś ludzie z buldożerami zburzyli most - oto, co się stało.
Któregoś dnia, gdy trzy kamienie rozmawiały o tym, jaka niesprawiedliwość je spotkała, przyszła im wszystkim do głów ta sama myśl. Dość tego! Nadszedł czas, by rzucić hasło do rewolucji; czas, by wszędzie poruszyć skały i kamyczki, by zawalały się, spadały i przygniatały swoich władców - ludzi.
Ale był jeden problem. Rewolucja potrzebowała przywódcy.
Płyta chodnikowa spojrzała na kamień brukowy, a kamień z bruku popatrzył na kamień z krawężnika, ale jakoś żadne z nich nie miało ochoty podjąć się tego zadania.
I wtedy nagle przypomniały sobie, że głęboko wewnątrz sterty gruzu leży Starożytny Kamień, który tkwi tu od tysięcy lat. Potoczyły się więc na dół, by z nim porozmawiać.
- Planujemy obalenie Królestwa Tego Świata - wyjaśniły. -Wszystko, czego nam jeszcze potrzeba, to mądry, stary przywódca, taki jak ty... . Gdy mówiły, w żyłkach Starożytnego Kamienia jaśniała mądrość wieków, a jego czysta bici lśniła w słońcu.
- Ależ Wielki Przywódca już obalił Królestwo Tego Świata -odparł spokojnie Starożytny Kamień. - To się wydarzyło, kiedy byłem jeszcze młodym kawałkiem marmuru i leżałem sobie przy drodze do Jerozolimy. Byłem tam i mogłem zobaczyć, jak wjeżdża przez miejską bramę.
- Czy chcesz powiedzieć, że Wielki Przywódca wjechał do Jerozolimy na bojowym rumaku i rozbił ludzką potęgę na kawałki? r12; zawołał kamień z bruku.
- Nie - odpowiedział Starożytny Kamień. - Wjechał do miasta na osiołku i pozwolił, żeby to Jego pobito
- Pozwolił, żeby Go pobito! - Kamienie kołysały się przez chwilę ze zdumienia. -Ależ to nie ma sensu!
- To ma duchowy sens - powiedział Starożytny Kamień. -Bo widzicie, On przybył, aby założyć Królestwo Miłości; a tego nie dokona się żadna bronią. Nie, On wiedział, że jedyny sposób, by to zrobić, to pozwolić ludziom zranić Jego ciało i przelać Jego krew.
Po tych słowach nastąpiła długa cisza. Pod pokruszoną powierzchnią gorzki gniew kamieni topniał.
- Chciałbym usłyszeć więcej o tym Królu i Jego Królestwie Miłości - powiedział wreszcie kamień brukowy.
- Tak sobie właśnie pomyślałam, czy On wspominał coś o kamieniach? - dodała z nadzieją w głosie płyta chodnikowa. Starożytny Kamień zaczął migotać.
- Ciekawe, że o to zapytałaś. Tego dnia, kiedy wjeżdżał do Jerozolimy, dostojnicy ze świątyni próbowali Go nakłonić, żeby uciszył swoich wyznawców. Ale On odwrócił się i powiedział, że nawet jeśli ludzie przestaną wołać, kamienie będą krzyczały.
- Coś takiego! Tak powiedział! O nas! - Trzy kamienie omal nie popękały z wrażenia.
- To były Jego słowa - odparł Starożytny Kamień.
- Wspaniale! Co prawda nie było nas tam wtedy - powiedział kamień z bruku. -Ale możemy przyłączyć się teraz!
I tak też zrobiły Wołały radośnie: rHosanna! Hosanna! Hosanna!".
A potem wszyscy mogli usłyszeć odgłos potężny jak grzmot, bo wszystkie kamienic z wysypiska przyłączyły się do okrzyku.

Wyobraźcie sobie, że stoicie nad jeziorem.
Spoglądacie na jego powierzchnię, widzicie odbicie nieba,
lecz po chwili zaczyna się wam ten widok nudzić,
gdyż jest to tylko odzwierciedlenie...
Prawdziwe bogactwo tkwi w głębi jeziora.
Tam dopiero jest życie i piękno.
Trzeba więc umieć schodzić w głąb swego życia,
jeśli chce się dostrzec pełne odbicie nieba.
Ślizgając się po powierzchni szybko się zmęczymy i zniechęcimy.
Powinniśmy dostrzec na wodach naszego życia Jezusa.
On naprawdę jest obecny w naszych czasach,
lecz musimy go dostrzec w naszej głębi.
Nie możemy udawać prawdziwych katolików, będąc płytkimi w wierze.
Nie możemy przyglądać się odbiciu nieba na powierzchni jeziora,
nie mając ku temu podstaw w naszej głębi...




"Możesz być sam, lecz nie wolno ci być samotnym.
Samotność nie może być smiertelną raną w twoim sercu.

Tylko ty możesz coś zmienić.
Musisz swoją miłością budować pomosty ku innym.

Pomosty miłości potrzebują dużo cierpliwości, ale to się opłaca.
Na nich bowiem leży szczęście twoje."

Darowizny na cele kultu religijnego

nr konta:

81 8447 0005 0000 0534 2000 0001
Bank Spółdzielczy w Pawłowicach

Bóg zapłać za wszelką pomoc materialną!

Adres

Parafia Rzymskokatolicka
pw. św. Jana Chrzciciela

ul. Biskupa Pawłowskiego 7
43-250 Pawłowice
tel. (32) 472-19-11

Delegat Arch. Katowickiej ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży

Ks. Łukasz Płaszewski
Kuria Metropolitalna
ul. Jordana 39 (wejście od ul. Wita Stwosza 16, poziom -1)
40-043 Katowice
kom.: +48 519 318 959
e-mail: delegat.dm@katowicka.pl

Licznik odwiedzin

Dzisiaj 105

Wczoraj 156

W tym tygodniu 431

W tym miesiącu 4575

Od 8 października 2012 711945

Currently are 5 guests and no members online

Kubik-Rubik Joomla! Extensions